sobota, 27 czerwca 2015

Doctor Love 2/2

W końcu... Przepraszam, że tyle mi się zeszło, ale ostatnio po prostu resztkami sił powstrzymuję się, aby nie porzucić bloga... ㅠㅡㅠ



     - Eee... Wróciłem. - powiedziałem niepewnie po raz kolejny stając w progu pokoju, w którym miała odbyć się sesja dla skłóconej pary tym razem jednak postanawiając przerwać im tę wymianę śliny. Niesamowite, że zaczęli to całe płomienne okazywanie sobie uczuć najdalej zaledwie minutę temu, a Jonghyun już był pozbawiony swojej czarnej koszulki z dekoltem w serek, która leżała właśnie po drugiej stronie pomieszczenia. Co za prymitywy! Czy oni naprawdę nie wiedzieli jak powinni się zachować, kiedy ktoś ich zaprosił do swojego domu? Ja potrafiłem wszystko zrozumieć, naprawdę wszystko. Wiem, że można być nieźle napalonym, ponieważ sam nieraz doświadczałem tego uczucia, siedząc w pobliskim lokalu KFC i przyglądając się smakowicie przyprażonym skrzydełkom kurczaka, jednak oczywiste jest, że musiałem kontrolować własne żądze!
     - O, super. - odpowiedział Key, niechętnie odrywając się od chłopaka - Jak widzisz już się pogodziliśmy.
     - Tak szybko? - musiałem przyznać, że byłem w niezłym szoku. Szczerze mówiąc nie sądziłem, że do siebie wrócili. Myślałem, że po prostu obaj w tym samym miejscu i czasie mieli ochotę na zbliżenie fizyczne, ale skoro to wszystko z miłości, to rzecz jasna byłem skłonny do wybaczenia im tego incydentu oraz puszczenia go w niepamięć. Trochę się obawiałem, że z tym drugim będzie gorzej, ponieważ pierwszy raz byłem świadkiem takiej nieadekwatnej do mojego wieku sceny, ale zamierzałem dać z siebie wszystko i sprawić, aby niemożliwe stało się możliwe!
     - Wszystko sobie na spokojnie wyjaśniliśmy. - Jjong przyznał divie rację.
     - Wszystko? Na spokojnie? - powtórzyłem osłupiały jak echo - Kiedy wy mieliście na tę spokojną rozmowę czas? Kiedy, ja się pytam!
     - Przed chwilą. - wzruszył ramionami młodszy Kim, a ja nadal ledwo rozumiejąc całą zaistniałą sytuację postanowiłem odłożyć butelkę coli na mały stoliczek, znajdujący się tuż przy zielonej kanapie. Pech jednak tego dnia chyba nie miał zamiaru mnie opuścić, ponieważ jakimś dziwnym trafem szybka i wściekła Gina ni stąd ni z owąd pojawiła się przede mną, po czym przebiegła pomiędzy moimi nogami sprawiając, że splątały się niczym u stonogi, a ja sam straciłem równowagę i zanim zdążyłem doliczyć w myślach do trzech kurczaków zorientowałem się, że leżę na idealnie wyrzeźbionym sześciopaku na brzuchu Jjonga. Ta sytuacja była naprawdę dziwna.
     - Ya! Jinki! - krzyknął nagle oburzony Kibum - Tak próbujesz nam pomóc?
     - To przecież nie tak... - zacząłem się tłumaczyć machając szybko dłońmi.
     - A ty? - zwrócił się do Dinozaura - Jak zwykle wystawiasz ramiona na prawo i lewo! - wskazał na ręce Jjonga, który chcąc mnie złapać delikatnie mnie objął.
     - Bummie, widziałeś, że się potknął... - zaczął Jonghyun.
     - Akurat w tym momencie mrugnąłem. - stwierdził.
     - Ale ja naprawdę... - próbowałem przyznać brunetowi rację, lecz Key chyba naprawdę twierdził, że próbowałem uwieść jego chłopaka. Ale ja, Lee Jinki wcale nie miałem zamiaru przyznać się do winy bez obecności mojego adwokata. A nawet jeśli byłby w tej chwili tam obecny, ja i tak do niczego bym się nie przyznał, ponieważ jak wiadomo byłem oczywiście niewinny i powinno się mnie oczyścić z wszelkich postawionych mi zarzutów.
     - Nie masz zamiaru z niego wstać? - zapytał blondyn.
     - Ach, no tak. Powinienem. - pokiwałem głową, po czym niemal natychmiast podniosłem się w górę, co wywołało u starszego Kima cichy śmiech.
     - Z czego się tak cieszysz, gadzie? - ofuknęła go diva.
     - Key, nie zaczynaj znowu. - poprosił go - Dopiero co się pogodziliśmy.
     - Ale widzę, że już chcesz się kłócić! - zauważył młodszy.
     - Ja wcale nie chcę się kłócić.
     - To dlaczego właśnie to robisz?
     - To ty się teraz kłócisz. - stwierdził Jjong.
     - Ja? - zdziwił się Kibum - Ja tylko prowadzę zawziętą dyskusję na temat twojej głupoty, niewierności i braku szacunku do mnie! - wypalił na jednym wydechu.
     - Fiuu... - chciałem tak naprawdę zagwizdać, ale niestety ta umiejętność nie była moją mocną stroną, w takim razie zmuszony byłem do wydania tego dźwięku własnymi ustami.
     - Co ty robisz? - blondyn wbił we mnie swoje spojrzenie, a następnie zmarszczył brwi. Ha! Udało się, miałem już ich uwagę. Teraz na mojej liście rzeczy do zrobienia pozostało tylko pogodzenie ze sobą tej skłóconej pary.
     - Bracia i siostry. - wysiliłem się na poważny, doświadczony życiem głos, a następnie usiadłem na fotelu na przeciwko sofy i złożyłem palce dłoni na wysokości podbródka.
     - Onew, tu nie ma żadnych dziewczyn. - zauważył Jonghyun.
     - Ale ty jesteś spostrzegawczy. - przewrócił oczami Key, a jego chłopak jedynie spojrzał na niego lekko urażony.
     - Bracia. - poprawiłem się szybko - Zgromadziliśmy się tutaj, abyście mogli na nowo się w sobie zakochać. - powiedziałem, po czym do moich uszu doszło ciche prychnięcie divy. Nie sprawiło to jednak, że pomyślałem o rezygnacji z planu. Co to to nie! Potrzebowali mnie tak, jak jeszcze nikogo w całym swoim życiu! Rzeczą jasną było, iż nie mogłem iść zawieść. Jako Doctor Love moim obowiązkiem było na nowo złączyć ich serduszka, które stopniowo się od siebie oddalały.
     - Ale ja nie przestałem kochać Bummiego. - wyznał Jjong.
     - Naprawdę? - w oku Key pojawiła się pojedyncza łza - Ja też cię kocham. - stwierdził, a następnie rzucił mu się na szyję mocno go przytulając.
     - No, więc pierwszy krok mamy już za sobą. - poinformowałem ich. Szybko poszło. Kto by pomyślał, że to takie łatwe? - Teraz powiedzcie mi, co było przyczyną waszego rozstania. - poleciłem im, wkładając za ucho krótki ołówek z KFC, który kiedyś wygrałem podczas loterii w jednym z lokali, gdzie sprzedają najlepszego kurczaka w miasteczku Lacey.
     - Ee... pizza? - zawstydzony blondyn schował głowę w swoich ramionach tak głęboko jak tylko było to możliwe.
     - Że co? - popatrzyłem na niego jak na idiotę. Pizza? Jak to zerwali przez pizzę? Co prawda kiedyś pewna dziewczyna również zerwała ze mną przez moją miłość do kurczaków, ale pizza? Tego zrozumieć nie mogłem i prawdopodobnie nigdy nie będę mógł.
     - Pokłóciliśmy się o pizzę. - najstarszy podrapał się po karku.
     - Opiszcie mi tę sytuację. - poprosiłem.
     - No więc. Pewnego słonecznego dnia, czyli wczoraj oglądaliśmy u Dino film na DVD, kiedy nagle poczuliśmy się głodni. - Kibum zaczął tłumaczyć mi wszystko, zamaszyście przy tym gestykulując i sprawiając, że byłem zmuszony do nieustannego trzymania gardy - Wtedy postanowiliśmy zamówić pizzę.
     - Dlaczego nie kurczaka? - zapytałem jak najgrzeczniej tylko potrafiłem.
     - I wtedy postanowiliśmy zamówić pizzę. - młodszy Kim powtórzył, zupełnie ignorując moje pytanie.
     - Problem w tym, że nie mogliśmy się na żadną zdecydować. - wtrącił Bling.
     - Jjong chciał z pepperoni! - oburzył się Key - Nie byłem w stanie tego zaakceptować!
     - Bummie, proszę... - brunet położył swoją dłoń na ramieniu chłopaka - Nie kłóćmy się już. A na pewno nie przez pizzę.
     - Zgoda. - powiedział młodszy lekko się uśmiechając.
     - Rozumiem, rozumiem. - pokiwałem głową udając, że wiem co robię. Prawda była jednak taka, że nie do końca byłem pewien swoich poczynań. Jak już wcześniej wspomniałem, to byli moi pierwsi pacjenci, więc chyba niestety można mnie było na razie nazwać szarlatanem. Niezbyt podobał mi się ten nieprofesjonalny tytuł, ale cóż mogłem zrobić? Jedynym wyjściem z tej sytuacji było zdobywanie nowego doświadczenia! Rzecz jasna musiałem więc teraz dobrze wykorzystać szansę, która siedziała właśnie na przeciwko mnie. Jedynym problemem było jednak to, że za kurczaka nie wiedziałem co powiedzieć. Przydałoby się pewnie o coś zapytać, ale o co? Może jak się miewają? Albo o pogodę na zewnątrz? Nie, to nie miało żadnego powiązania z tematem, który akurat delikatnie i subtelnie poruszaliśmy. Wiem! - A o kogo kłóciliście się dzisiaj rano przed szkołą? - nagłe olśnienie trafiło we mnie jak grom z jasnego nieba przypominając mi o wydarzeniu mającym miejsce zaledwie kilka godzin wcześniej.
     - Ach, to nic takiego. - Kibum natychmiast zaczął machać rękami, przy okazji próbując ukryć swoje zażenowanie, które ja jednak prawie od razu zauważyłem.
     - To była moja kuzynka. - powiedział Jonghyun, a chłopak siedzący obok niego automatycznie zrobił się cały czerwony i zamienił w buraka, jakie często oglądałem na jednym ze straganów na pobliskim targu.
     - Czyli obściskiwałeś się ze swoją kuzynką? - zwróciłem się do starszego chcąc się upewnić co do tego, co przed chwilą usłyszałem.
     - Oczywiście, że nie! - oburzył się brunet - To byłoby trochę dziwne.
     - Fakt, byłoby. - przytaknąłem - Ale z drugiej strony jeśli dwie osoby się kochają...
     - Ale ja kocham Kibuma. - przerwał mi - Już wyjaśniłem tożsamość Hyeri.
     - Właśnie! Jjongie kocha tylko mnie! - wtrącił się młodszy.
     - Rozumiem. - stwierdziłem - Ale mam jedno małe pytanko. Kim jest Hyeri? - spojrzałem zdezorientowany na Jonghyuna. Nie powinien wplątywać do poważnej rozmowy jakichś zupełnie przypadkowych ludzi. Jak ja miałem się niby w tym wszystkim połapać?
     - To jest właśnie moja kuzynka. - oświecił mnie Jonghyun.
     - Mogłeś powiedzieć od razu, a nie...
     - Myślałem, że to oczywiste. - wzruszył ramionami - Ale zapomniałem, że jesteś strasznie niedomyślny.
     - Słucham? - oburzyłem się słysząc te jakże ostre słowa krytyki - Ja niedomyślny? Co masz przez to na myśli? Chciałeś mnie obrazić, prawda?
     - Nie, po prostu... - Bling próbował wymyślić jakąś kiepską wymówkę, ale ja nie miałem zamiaru dać mu skończyć. A co jeśli powiedziałby o mnie i do mnie więcej niemiłych rzeczy?
     - Jakie po prostu? - zapytałem starając się za bardzo nie unosić, jednak słabo mi to wychodziło, gdyż nie siedziałem już na swoim fotelu, tylko pochylałem się nad Dinozaurem wlepiając w niego swoje mordercze spojrzenie - To co powiedziałeś było już wystarczająco proste.
     - Jinki, nie dramatyzuj. - wtrącił się wszystkowiedzącym głosem Key - Nie powiedział przecież niczego, przez co mógłbyś się tak zachowywać.
     - Twierdzi, że jestem niedomyślny. - skierowałem swój mord w oczach na blondyna.
     - Bo jesteś. - stwierdził jakby nigdy nic, czym sprawił, że zupełnie ugięły się pode mną kolana. Jak on mógł to po prostu przyznać? I to bez jakiegokolwiek zająknięcia! Czy to miało w ogóle jakiś sens? No własnie nie miało! Nie ważne pod jakim kątem na to patrzyłem, po prostu nie mogłem tam znaleźć żadnego sensu!
     - Wystarczy. - na powrót zasiadłem na fotelu, po czym przyłożyłem dwa palce prawej ręki do pulsującej już od zdenerwowania skroni - Skończmy już dzisiejszą konsultację.
     - Tak szybko? - zdziwił się młodszy z moich pacjentów.
     - Tak szybko jak wbiliście sztylet w moje biedne, wrażliwe serce i spowodowaliście wewnętrzny krwotok. - odrzekłem niczym prawdziwa oaza spokoju, mimo iż w środku jak już wcześniej wspomniałem wcale spokojny nie byłem.
     - Onew... - Jonghyun otworzył usta, aby coś powiedzieć, jednak ja wyciągnąłem w jego stronę otwartą dłoń, tym samym dając mu do zrozumienia, żeby w końcu się uciszył - Dobra, to my już pójdziemy. - zdecydował, na co zamknąłem oczy i pokiwałem głową.
     - Zdzwoń jak przestaniesz być obrażony. - rzucił Kibum, po czym oboje wyszli z mojego mieszkania. Może zadzwonię. Jeszcze nie wiedziałem, gdyż musiałem to solidnie przemyśleć. No ale nie miałem przecież na razie czasu na przejmowanie się takimi głupotami. Została mi jeszcze jedna para do uleczenia. Co prawda nie byli oni jeszcze razem, ale dzięki moim magicznym dłoniom wszystko mogło się zdarzyć. Sięgnąłem po telefon, który leżał na stoliku, a następnie zacząłem przeglądać swoje kontakty, mimo że wcale nie było ich zapisanych tak dużo. Znalazłem numer należący do Choi Minho i niemal od razu zacząłem pisać wiadomość: "Spotkajmy się pod kinem za 15 minut. Jinki". I... wyślij. Ten sam tekst wystukałem na klawiaturze do Taeyeon. Niech to szlag! Taemin, Taemin. No przecież wiem. Myśli mi się przejęzyczyły. Ale z drugiej strony dlaczego nie mogę nazywać go Taeyeon? I tak wygląda jak dziewczyna! Z resztą to imię jest jak najbardziej uniwersalne. Doskonale służy zarówno płci żeńskiej jak i męskiej. Znałem kiedyś takiego jednego Taeyeona... Naprawdę w porządku gość. Często robiliśmy sobie zawody kto zmieści więcej kurczaka w swoich ustach, a potem razem po nich wymiotowaliśmy. Oczywiście należy podkreślić, że były to skrzydełka panierowane z KFC, a nie małe radośnie biegające i cieszące się życiem małe kurki oraz koguciki. Nie moglibyśmy być tak okrutni!
Nie czekając nawet na odpowiedzi dwóch chłopaków szybko wybiegłem z domu kierując się w stronę centrum miasta, gdzie znajdował się budynek, którym akurat byłem zainteresowany. Pot lał się cienkimi stróżkami po moim czole,a ja sam z trudem mogłem złapać oddech, jednak biegłem dalej, niczym maratończyk, na którego czeka na mecie wielki kubełek kurczaków. Na miejsce dotarłem dokładnie na czas, co zupełnie mnie zdziwiło, gdyż to już drugi raz tego dnia. I w ogóle drugi raz w ciągu całego mojego życia. W sumie, jeśli mam być szczery, to całkiem miłe uczucie nie być spóźnionym. Nawet mi się spodobało, więc chyba zacznę powoli, małymi kroczkami praktykować. Na razie jednak musiałem się gdzieś schować, aby żaden z tych zakochanych kundli mnie nie zauważył. Tylko gdzie? Rozejrzałem się dookoła, ale żadne miejsce nie wydawało się być wystarczająco dobre. Fontanna, zaparkowany przed kinem samochód, drzewo... O! Chyba właśnie znalazłem idealną kryjówkę! Jedno słowo. Budka. A mianowicie, budka z lodami po drugiej stronie ulicy. Jinki, nie wiem jaki jest twój iloraz IQ, ale Einstein na pewno by ci pozazdrościł. Sprawdzając ponownie czy nikt nieporządany mnie nie dostrzegł przebiegłem w mgnieniu oka na zielonym świetle przez pasy, ponieważ bezpieczeństwo naturalnie przede wszystkim. Co jeśli nagle, ni stąd ni zowąd rozwiązałaby mi się sznurówka i upadłbym na ziemię jak długi? Przy czerwonym świetle mogłoby się to skończyć bardzo niedobrze, delikatnie mówiąc. Na szczęście udało mi się jednak bezpiecznie dotrzeć do niewielkiej białej budki, w której sprzedawane były lody włoskie. Nie było to chyba najpopularniejsze miejsce w mieście, ponieważ żadnych tłumów pchających się drzwiami i oknami nie widziałem, w kolejce stały zaledwie trzy osoby. Przylgnąłem plecami do bocznej ściany małego budynku niczym szpieg, a następnie zacząłem obserwować obszar, gdzie miał się pojawić Taemin i Minho. Kiedy dotrą w końcu na miejsce, nie zobaczą jednak mnie, a siebie nawzajem. Korzystając z okazji również oczywiste jest, że pójdą obejrzeć razem jakiś film. No bo dlaczego by nie, skoro oboje są w sobie zakochani i akurat znajdują się pod kinem.
     - Przepraszam... - usłyszałem nagle za sobą zupełnie nieznajomy mi głos, na co natychmiast odwróciłem się, aby zobaczyć do kogo należy - Co robisz?
     - Szpieguję swoich przyjaciół. - powiedziałem prosto z mostu, gdyż nie chciałem zaczynać nowej znajomości od kłamstwa. Przede mną stał chłopak na oko niewiele młodszy od mojego rocznika i bardzo przystojny. Miał czarne krótkie włosy i odrobinę dłuższą grzywkę, która zakrywała całe czoło, a jego wzrost to naprawdę nie żart. Około 180cm. Sam zawsze chciałem tyle mieć, ale niestety widocznie nie było mi dane.
     - Aha... - zmarszczył brwi - A można wiedzieć czemu?
     - Spokojnie. Wiem, co robię. Jestem lekarzem. - uspokoiłem go, chociaż i tak zbytnio nie szalał.
     - Lekarzem? Nie jesteś odrobinę za młody? - zdziwił się.
     - Nie takim lekarzem! Ja. - wskazałem na siebie palcem, tak aby dobrze zrozumiał o kogo chodzi - Uzdrawiam starą miłość oraz pomagam nowej zaistnieć. - powiedziałem, co spotkało się z głośnym śmiechem nieznajomego -Ya. Z czego się śmiejesz? Mówię poważnie!
     - Gościu, skąd ty się urwałeś? - zapytał próbując złapać oddech.
     - Lepiej powiedz kim ty jesteś, że zaczepiasz obcych chłopaków na ulicy! - oburzyłem się.
     - Sprzedaję w tej budce lody, a ty wydałeś mi się podejrzany. - wzruszył ramionami - Nie masz zamiaru niczego ukraść?
     - Słucham? - wydawało mi się, że się przesłyszałem - Podejrzany? Ukraść coś? Przepraszam bardzo, ale nie jestem tego typu osobą! - zapewniłem go - I wiesz co? Nie będę dłużej tego znosił. Nie mam już ochoty stać pod twoją głupią budką. Jest wiele dobrych kryjówek. Odchodzę! - orzekłem uroczyście, po czym zrobiłem kilka kroków w kierunku przeciwnym od chłopaka i stanąłem za wystarczająco grubym, aby ukryć moje ciało drzewem. Odwróciłem się jeszcze do niego, aby pokazać mu język, po czym skierowałem swój wzrok na mały placyk przed kinem, gdzie stał już Taemin - No super. Przez ciebie nie zauważyłem, kiedy przyszedł. - rzuciłem jeszcze do chłopaka, który właśnie wchodził z powrotem do małego pomieszczenia. Pff... Ukraść. Ciekawe co! Loda? A może całą maszynę? Czy on ma mnie za idiotę? Rany, ale się zdenerwowałem. No nic, już sobie poszedł, więc nie powinienem się więcej ekscytować, tylko skupić całą swoją uwagę na karmelowowłosym tancerzu. Jedyne co mnie jednak martwiło, to brak Minho. Zamierzał się spóźnić? To nie w jego stylu. Już zamierzałem do niego dzwonić, kiedy nagle zauważyłem, że dostałem jakąś wiadomość pięć minut temu. "Nie dam rady przyjść. Przecież wiesz, że zawsze w poniedziałki mam trening." To co właśnie przeczytałem sprawiło, że zupełnie zrzedła mi mina. Wybrałem agresywnie numer do tego przerośniętego żabola i przyłożyłem smartfon do ucha.
     - Jinki, naprawdę nie... - usłyszałem głos w słuchawce, któremu natychmiast przerwałem wypowiedź.
     - Musisz tu przyjść! - krzyknąłem, na co kilku przechodniów zwróciło na mnie swoją uwagę.
     - Nie mogę. - upierał się.
     - To bardzo ważne! - zapewniłem go.
     - Od kiedy kino jest ważniejsze od treningu?
     - Od kiedy możesz być w nim na randce z Taeminem!
     - Co? - usłyszałem jego zdziwienie.
     - Taemin tu ciebie czeka! Masz zamiar go olać?
     - Taemin? Dlaczego miałby na mnie czekać?
     - Potem ci wszystko wytłumaczę. Tylko przyjdź tu jak najszybciej.
     - Zaraz będę. - powiedział, po czym zakończył połączenie. Boisko do piłki nożnej nie było wcale daleko od centrum, więc powinien zjawić się za jakieś 10, 9, 8, 7, 6, 5, 4, 3, 2, 1, teraz. No proszę, oto jest! Wychyliłem się zza drzewa tak bardzo, jak było to tylko możliwe i zacząłem oglądać początek nowego związku. Coś jednak wydawało mi się nie być takie, jak powinno. Był tam co prawda Choi, ale nigdzie nie widziałem młodszego. Gdzie on się do kurczaka podział? Jeszcze dziesięć sekund temu stał dokładnie w tym miejscu, co teraz piłkarz, ale teraz już go nie było. Moje zdezorientowanie przemyślenia przerwał dźwięk wibracji telefonu, który natychmiast wyciągnąłem z kieszeni mając nadzieję, że to Tae. Niestety była to tylko wiadomość tekstowa od wyrośniętej żaby.
     "Gdzie jesteś?"
     "Przy drzewie obok budki z lodami po drugiej stronie ulicy."
Po wyświetleniu mojego sms-a, Minho automatycznie zwrócił swój wzrok w stronę, gdzie się znajdowałem, a następnie szybkim krokiem zaczął podąrzać w wyznaczonym kierunku.
     - Onew? - stanął przede mną widocznie hamując swoją złość.
     - Słucham ciebie? - odpowiedziałem jakby nigdy nic.
     - Dlaczego kazałeś mi się zerwać z treningu?
     - No przecież już ci mówiłem! Z powodu twojego wymarzonego mężczyzny! - stwierdziłem to, co było niemal oczywiste.
     - A widzisz go tu gdzieś? - uśmiechnął się lekko, żeby nie wybuchnąć, ale z jego oczu można było jednak wszystko dokładnie wyczytać jakby było napisane czarno na białym. Lub biało na czarnym. A z resztą co to w ogóle za różnica? I tak widać i tak.
     - Przed chwilą jeszcze stał tam! - wskazałem palcem na miejsce, gdzie faktycznie powinien się znajdować.
     - Jinki... - westchnął ciężko spuszczając głowę w dół i drapiąc się przy tym po karku - Co ja mam z tobą zrobić?
     - Kochać. - odpowiedziałem najsłodszym głosem, na jaki tylko było mnie stać.
     - Co?
     - Na mnie się nie krzyczy, mnie się przytula. - wydąłem swoje pełne wargi.
     - O czym ty mówisz? - zmarszczył brwi.
     - Pożyczyłem sobie ten tekst z koszulki, którą mama kupiła ci ostatnio na urodziny. - wzruszyłem ramionami - Uznałem, że idealnie nadaje się do użycia w tej sytuacji.
     - Aish... - jęknął wyciągąjąc ręce w stronę mojej szyi, jednak w porę opanował swoją żądzę mordu.
     - Ale naprawdę tu był. Widziałem go na własne oczy. - upierałem się.
     - Ja też go widziałem. - usłyszałem tym razem już znajomy głos, po czym gwałtownie odwróciłem się w kierunku budki z lodami, gdzie stała osoba, z którą miałem wcześniej niemiłą styczność.
     - Podsłuchujesz nas? - oburzyłem się.
     - Od razu podsłuchuję... Po prostu głośno mówicie. - wytłumaczył - Miałem sobie wsadzić do uszu zatyczki?
     - Wy się znacie? - zapytał zdezorientowany Minho, patrząc raz na mnie, raz na bruneta w kolorowej koszuli w kratę i wytartych dżinsach.
     - To długa historia. - machnąłem dłonią.
     - Myślałem, że jest złodziejem. - streścił brunet, na co Choi zaczął chichotać jak opętany. No, można to opowiedzieć i tak.
     - Onew, co ty zrobiłeś, że wziął cię za złodzieja? - zapytał łapiąc oddech.
     - Nic nie zrobiłem! - zacząłem się bronić - Jednak to nie jest teraz najważniejsze. Słyszałeś? On też widział Taemina!
     - Słyszałem. - pokiwał głową - Ale skąd wiesz jak wygląda Taemin? - zwrócił się do nieznajomego.
     - Chodzimy razem na zajęcia taneczne. - odpowiedział chłopak - Jestem Kai.
     - Pff... - prychnąłem - Kai? Co to za imię?
     - Powiedział Onew. - pokazał mi język - Moje prawdziwe imię to Kim Jongin, ale wszyscy zwracają się do mnie Kai.
     - Miło cię poznać, Kai. Nazywam się Choi Minho. - przedstawił się szatyn, po czym wyciągnął rękę, którą Kim niemal od razu uścisnął - A tak w ogóle... Onew? - zwrócił się do mnie ni stąd ni zowąd - Gdzie są twoje przednie zęby?
     - Też chciałem zapytać, ale nie wiedziałem czy wypada. - przyznał się sprzedawca lodów.
     - Nie wiem, nie wiem! Idę do domu. - ogłosiłem uroczyście, a następnie ruszyłem agresywnym krokiem w kierunku swojego domu. Miałem całkiem sporo do przemyślenia, dlatego postanowiłem nieco zwolnić, mimo iż moje wcześniejsze tępo wcale nie przypominało nawet truchtu. Gdyby tylko mój dzisiejszy plan wypalił, a Minho i Taemin trzymali się za ręce jako świeżo upieczona para, nie musiałbym się już więcej nazywać szarlatanem. Jednak nic, absolutnie nic nie poszło po mojej myśli, a jedyne co zyskałem to zszargane nerwy. No cóż, jak mówią ludzie, co cię nie zabije to cię wzmocni. Czy te wydarzenia w jakiś sposób mnie wzmocniły i sprawiły, że stałem się silniejszy emocjonalnie? Nie byłem tego do końca pewien, ponieważ jedyne, co w tym momencie czułem to potworny głód. Nie ma się z resztą co dziwić, ponieważ właśnie zbliżała się godzina osiemnasta, a co za tym szło pora na kolację. Miałem ochotę na kurczaka. O, tak. A Onew, który ma ochotę na kurczaka, musi szybko dostać kurczaka, bo w innym wypadku będzie zły.
Nie minęło nawet dziesięć minut, a ja stałem już rozanielony przed jednym z nielicznych w Lacey lokalem KFC. Mój humor automatycznie poprawił się wraz z drażniącą moje delikatne nozdrza wonią chrupiącego kurczaka, która dyskretnie wydostawała się przez otwarte okno w kuchni na zapleczu. Zamówiłem przy kasie cały kubełek mojego ulubionego przysmaku, a następnie po zapłaceniu rozsiadłem się wygodnie na miękkiej kanapie, znajdującej w rogu po drugiej stronie pomieszczenia. Nie było tu za dużo osób, za co zapewne winą można było obarczyć fakt, iż był to poniedziałkowy wieczór. Większość uczniów siedziała teraz prawdopodobnie w domach swoich lub przyjaciół i odrabiała prace domowe, a dorośli znając życie nadal ciężko pracowali, aby było ich stać na odwiedzanie restauracji, w której serwowany jest kurczak chociaż w weekendy.
Wstałem gwałtownie na równe nogi, kiedy usłyszałem, że moje zamówienie zostało właśnie zrealizowane, po czym popędziłem w kierunku okienka gdzie mogłem odebrać kubełek. W końcu czując długo wyczekiwane maleństwa w moich rękach, szczęśliwy ruszyłem w drogę powrotną do mojego stolika. Gdybym nie uległ jednak jakiemuś zupełnie niespodziewanemu wypadkowi, po prostu nie byłbym sobą, który zalicza jakąś wpadkę średnio raz na godzinę. Potknąłem się nagle na prostej powierzchni podłogi upadając jak długi, a skrzydełka wysunęły się z moich dłoni wędrując ku górze, aby za chwilę zacząć spadać w dół. Miałem wrażenie jakby cała ta scena odbywała się w zwolnionym tempie, dlatego było mi jeszcze ciężej przyglądać się temu całemu zdarzeniu. W chwili, w której kawałki kurczaka zderzyły się z zimnym podłożem podniosłem się na łokciach, jakbym walczył właśnie o przetrwanie, a następnie rzuciłem się w kierunku mojego pożywienia rozsypanego na środku lokalu. Czułem na sobie wzrok ludzi, którzy nie szczędzili sobie niemiłych oraz dogłębnie raniących komentarzy na mój temat, ale jedyne na czym mi zależało to niedopuszczenie śmierci głodowej do zajęcia mojego ciała. Postanowiłem w tym momencie kierować się zasadą dziesięciu sekund, która mówiła, iż jeśli nie minęło jeszcze dziesięć sekund jedzenie można podnieść oraz zjeść i zanim zdążyły one minąć w mgnieniu oka pozbierałem skrzydełka, po czym udałem się do miejsca, które wcześniej sobie zająłem. Byłem tak spragniony jedzenia, że zacząłem wpychać sobie mięso w złocistej panierce do ust jeden kawałek za drugim, przez co nie miałem nawet okazji delektować się smakiem, ale w końcu mogłem poczuć to cudowne uczucie bycia pełnym. Jeśli mam być szczery nigdy nie rozumiałem tej idei, aby zakończyć spożywanie posiłku wtedy, kiedy czujesz, że możesz zjeść jeszcze trochę. No bo jeśli czujesz, że możesz jeszcze trochę zjeść, to dlaczego masz przestać? Trzeba jeść dopóki, czujesz, że nawet jeden łyk wody sprawi, że pękniesz w szwach! No ale, wystarczy już o moich poglądach. Skoro byłem najedzony oraz szczęśliwy, byłem również gotowy do wymyślenia planu B, który mógłby sprawić, że moi pacjenci zejdą się jeszcze tego samego dnia i chyba miałem już pewien pomysł.

     - Dlaczego uciekłeś spod kina? - zmrużyłem gniewnie oczy patrząc na Taemina.
     - Chyba... odrobinę stchórzyłem. - przyznał się niepewnie - Ale dlaczego chciałeś się ze mną spotkać w szkole o tej porze? - zdziwił się, a następnie spojrzał na zegarek - Jest prawie północ!
     - Zaraz zobaczysz. - wygiąłem usta w niecnym uśmiechu, czym chyba niechcący odrobinę go wystraszyłem - Chodź za mną. - poleciłem mu, a następnie skierowałem się w stronę sali lekcyjnej, gdzie zwykle zasypiam na historii. Wszedłem do środka, a następnie zachęciłem młodszego gestem dłoni, aby poszedł w moje ślady, co po kilku sekundach wahania uczynił. Korzystając z chwili jego nieuwagi wepchnąłem go w głąb pomieszczenia i niczym ninja w błyskawicznym tempie wydostałem się z powrotem na korytarz, po czym trzęsącą się ze zdenerwowania dłonią szybko przekręciłem klucz w zamku. Wiedziałem, że karmelowowłosy był przerażony nie na żarty, ponieważ zaczął dobijać się do drzwi błagając, abym jak najszybciej go wypuścił.
     - Wyluzuj, dzieciaku. To dla twojego dobra. - powiedziałem zaglądając do sali przez zaszklone okno wycięte w środku ściany. Czy on naprawdę aż tak bardzo mi nie ufał? Pff... Jakby nie wiedział, że wszystko co robię, robię dla niego. No cóż, Lee jest chyba typem niedowiarka. Ale ciekaw byłem jego miny, kiedy zobaczy kto czekał na niego w środku.
     - Jinki? Już jesteście? - zobaczyłem nagle przed sobą zarys sylwetki mojego przyjaciela, po czym przylgnąłem plecami do ściany tak, jakby okazało się, że tak naprawdę był to tylko jego duch.
     - Minho? - warknąłem wściekły, kiedy już wyszedłem z szoku - Dlaczego nie jesteś w sali?
     - Poszedłem na chwilę do łazienki. - odpowiedział - A gdzie Taemin?
     - W sali. - syknąłem przez zęby.
     - Nie gadaj. - wytrzeszczył swoje wyłupiaste oczy, przez co prawie wypadły mu z orbit. A przynajmniej wyglądały jakby miały zamiar - Co my teraz zrobimy?
     - A co mamy do wyboru? - wzruszyłem ramionami, po czym otworzyłem drzwi i wepchnąłem go do pomieszczenia. Nie byłem jednak zbyt delikatny ani subtelny, więc istniała możliwość, że Choi przygniótł biednego chłopaka swoim masywnym cielskiem. No ale cóż. Nie umrze chyba od tego, prawda? Jest w sumie nawet możliwość, że mu się spodoba.
Ciekawy tego, co działo się w środku stanąłęm przy oknie, a następnie przyłożyłem twarz do szyby tak, że rozpłaszczył się na niej mój nos. Jak już pewnie niektórzy wiedzą nigdy nie byłem subtelną osobą, ale zdaje się, że nie tylko ja. To, co zobaczyłem przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Taemin i Minho całowali się tak zawzięcie, jakby któreś z nich miało zaraz rozpłynąć się w powietrzu. Nie spodziewałem się, że to wszystko aż tak szybko się potoczy! Ale z drugiej to chyba dobrze. Nie marnowali czasu i tak właśnie powinno być.