środa, 6 maja 2015

Doctor Love 1/2

Często tu ostatnio jestem hahah >.<
No cóż, napisałam coś takiego i niby nie miałam w planach teraz tego wstawiać, ale druga część jest już w połowie gotowa, więc czuję się w miarę bezpiecznie. Szczerze mówiąc na tego shota mam teraz największą wenę i najłatwiej mi przychodzi pisanie go. Nie będę was już więcej zanudzać i zapraszam do czytania oraz komentowania :)
PS Czy to może robić w pewnym sensie za OnChicken? xD bo kiedyś coś takiego obiecałam^^




Wsunąłem sobie do ust duży kawałek panierowanego kurczaka, którego tuż po wyjęciu z pudełka zakupionego w KFC zamoczyłem w sosie czosnkowym i poczułem jak moje ulubione jedzenie rozchodzi się po kubkach smakowych. Naprawdę wspaniałe uczucie. No bo czy istnieje lepszy sposób na zrelaksowanie się w niedzielny wieczór?
Delektowałem się jego smakiem, gdy po mieszkaniu rozległ się głośny dźwięk dzwonka do drzwi. Wstałem niechętnie spoglądając tęsknie na kawałki mięsa w złotej panierce pragnące znaleźć się w moim żołądku, po czym wytarłem tłuste palce o znoszone jeansy i ruszyłem ku wejściu po drodze potykając się o niedbale rzucone trampki.
W progu stał Choi Minho, w którego zaciśniętej dłoni znajdowała się duża butelka soju. Jego rozczochrane ciemnobrązowe włosy sterczały w różne strony świata, koszulka była poplamiona ketchupem, a widniejąca na spodniach dziura w okolicy lewgo kolana od razu rzucała się w oczy. Mimo mojego dosyć słabego refleksu od razu zauważyłem, że coś było nie tak. Zazwyczaj może i nie był jakoś specjalnie elegancki, ale jednak ze względu na swoją dużą popularność sportowca musiał wyglądać nienagannie.
     - O? Minho? Co ty tutaj robisz? - zdziwiłem się - I dlaczego tak wyglądasz? Coś się stało? - dodałem po chwili, ale ten tylko zbył moje pytania machnięciem ręki.
Wzruszyłem ramionami, po czym zaprosiłem go do środka. Weszliśmy do zagraconej kuchni, w której panował lekki półmrok. Strząchnąłem z krzesła pudełko po pizzy, którego nieświeża już zawartość dawała o sobie znać, a następnie pozwoliłem chłopakowi na nim usiąść. W pewnym momencie niespodziewanie usłyszałem donośne stukanie, które sprawiło, że automatycznie odwróciłem się na pięcie, aby zobaczyć czym zostało spowodowane. Ujrzałem wtedy Ginę, czyli moje ulubione zwierzątko domowe w postaci kury, dziobiącą ekran mojego nowego smartfona. Prawie niezauważalnie dla zwykłego śmiertelnika, z prędkością światła znalazłem się tuż przy niej i zabrałem jej urządzenie. Nie była tym zbytnio zachwycona, czego nie omieszkała mi oznajmić poprzez opryskliwe gdakanie. Zrobiło mi się szczerze mówiąc trochę głupio, ponieważ nie chciała przecież źle, więc postanowiłem wynagrodzić jej to czule ją przytulając. Odłożyłem ją na podłogę, po czym patrzyłem przez chwilę jak człapie w kierunku salonu. Wróciłem wzrokiem w stronę Choi, aby z przerażeniem stwierdzić, że strącił ze stołu kubełek z moimi przepysznymi maleństwami, które pływały właśnie w kałuży sosu sojowego. Próbowałem je jakoś uratować, ale niestety było już za późno. Wszystkie kawałki zdążyły do tego czasu nasiąknąć słoną cieczą. Zrezygnowany opadłem na kolana wznosząc ręce i głowę ku górze, a po chwili zaniosłem się szlochem. Po tej chwili słabości postanowiłem się jednak ogarnąć, więc zerknąłem ostatni raz na niczemu winne ofiary tego jakże niespodziewanego wypadku i zająłem miejsce na krześle na przeciwko Minho. Po jego minie wywnioskowałem, że chciał mi coś powiedzieć, ale chyba sam nie był tego do końca pewien, albo po prostu nie miał pojęcia jak powinien to zrobić. Wpatrywałem się w niego odrobinę niecierpliwie, gdyż cisza między nami zaczynała mnie już trochę męczyć, ale on odwrócił głowę, aby nie złapać ze mną kontaktu wzrokowego. Najwyraźniej aby dodać sobie nieco odwagi otworzył alkohol, który ze sobą przyniósł, a ja widząc to postawiłem przed nim dwie małe szklanki po coli. Nie zdążyłem ich niestety umyć, ale liczyłem na to, że przez to w jakim jest stanie nie rzuci mu się to w oczy. Zdaje się, że faktycznie miałem farta, bo niczego nie zauważył. Wypił kilka one shotów naraz, a ja nie chcąc wyjść na słabszego uczyniłem to samo krztusząc się jednak przy tym niemiłosiernie. Czułem, że promile powoli zaczynały działać, a co za tym szło obraz trochę mi się rozmazał, ale zdołałem zauważyć, że mój gość wlepia we mnie swoje czekoladowe równie nieobecne gałki, więc wydawało mi się, że zdązył się już chyba rozluźnić.
     - O co... - zacząłem, ale z powodu nagłego czknięcia uciąłem - Chodzi. - dodałem, postanawiając jednak skończyć.
     - Jinki... - wymamrotał unosząc przy tym brwi - Nie powiesz nikomu? -zapytał, na co lekko pokiwałem głową, nie wiedząc o co chodzi.
Pijany chłopak westchnął, po czym kilkakrotnie otwierał buzię tylko po to, aby prawie natychmiast ją zamknąć, jakby nadal wachał się nad swoją wypowiedzią.
     - Too... - przeciągnąłem - Powiesz mi? Czy nie powiesz?
     - Noo... Powiem.
     - Noo... Too...
     - No bo wiesz... ja się chyba... zakochałem.
     - Serio? W kim? - zdziwiłem się - Nie mów, że we mnie! Wiem, że wyglądam jak idol, ale...
     - Nie! Nie... - zaprzeczył, przy okazji mi przerywając.
     - To kto to jest?
     - Od pierwszego wejrzenia wiedziałem, że jest niezwykłą osobą. - w jednej chwili na jego twarz wypłynął błogi uśmiech, a on sam chyba nieźle się rozmarzył - Kiedy jesteśmy obok siebie czuję przyjemne łaskotanie w brzuchu, moje serce wali tak mocno jakby chciało wyskoczyć mi z piersi, a ja nie mogę się na niczym skupić. To jest ideał! Mleczna, nieskazitelna cera, drobna postura, ciemne błyszczące oczy, na które opadają zadbane kosmyki miedzianych włosów. Usta... Piękne, pełne usta... Ach! Tak strasznie chciałbym ich chociaż dotknąć! - miałem wrażenie, że coś za bardzo wczuł się w ten swój monolog, gdyż właśnie wyciągał rękę w kierunku moich warg. Ja jednak skutecznie uniemożliwiłem mu jakąkolwiek akcję szczelnie zamykając jego palec w mojej pięści.
     - Brzmi jak ja. - mruknąłem do siebie pod nosem.
     - Nie wiem co robić! - wydał z siebie lament godny sześćdziesięciolatki.
     - Chyba mi umknęło imię tej szczęściary.
     - Taemin. Taeminnie. Minnie. Tae. Taeś. - rozmarzył się po raz kolejny.
     - Coś sporo ich. - zauważyłem.
     - W moim życiu jest jedyną osobą. - uznał, na co wzruszyłem ramionami. Przed chwilą było ich pięć. Często zmienia zdanie, a jak tak dalej pójdzie, to daleko na tym nie zajedzie.
     - No niech ci będzie. - zgodziłem się - Wiesz co? Pomogę ci z tą całą Taeyeon! - powiedziałem bojowo.
     - Nie Taeyeon. - pokręcił głową.
     - Jaka Taeyeon? - zdziwiłem się.
     - Taemin!
     - Ale ja jestem Jinki! - oburzyłem się.
Zdaje się, że wypiliśmy o jednego one shota za dużo, bo absolutnie nie mogliśmy dojść do porządanego w tamtym momencie porozumienia.
     - Chłopak, w którym się zakochałem nazywa sie Taemin, a nie Taeyeon. - wyjaśnił Choi.
      - To było tak od razu. - pokazałem mu język - Czekaj! Co? - wytrzeszczyłem oczy tak, że omal nie wypadły mi z orbit - Chłopak?
     - Mhm.
     - Jak to chłopak?
     - No po prostu. - wzruszył ramionami.
     - Minho... Chcesz mi coś powiedzieć?
     - Właśnie ci powiedziałem.
     - Ja wiem. Ale jestem obecnie w dużym szoku. - przywarłem mocno plecami do oparcia krzesła - Jesteś... ekhm...
     - No wyduś to.
     - Jesteś gejem? - walnąłem prosto z mostu.
     - Niespodzianka. - uniósł lekko prawy kącik ust w górę.
     - Pff... Słaba ta twoja niespodzianka. - prychnąłem.
     - A spodziewałeś się?
     - Noo... Nie.
     - No widzisz. - zaśmiał się - Dobra, jest już chyba trochę poźno. Będę się zbierał. - oznajmił podnosząc się do pozycji stojącej lekko się przy tym chwiejąc.
     - Niewiele później, niż jak przyszedłeś. Ale jutro szkoła, więc powinniśmy się przespać. - stwierdziłem - Oczywiście nie w tym sensie! - poprawiłem się szybko nagle przypominając sobie wcześniejsze wyznanie kolegi.
     - Teraz nie dasz mi z tym spokoju, prawda?
     - Co ja poradzę...
     - I tak nie jesteś w moim typie. - uśmiechnął się łobuzersko, po czym skierował do dzwi i wyszedł, zostawiając mnie samego w osłupieniu.
     - Ya. Jak to nie jestem w twoim typie? - wydukałem.
Nie żeby sportowiec mi się podobał, czy coś, bo jeśli o to chodzi to mówię absolutne NO! Ale... Dlaczego ja mu się nie podobałem? Coś ze mną nie tak? Chodzi o wygląd? Osobowość, sposób bycia. Niezdarność? Wszystko było ze mną jak najbardziej w porządku.                                                                                                                                                            Podczas głębokiego rozmyślania nad własną osobą usłyszałem ponowny już tego wieczora dzwonek domofonu.
     - Czego ten szalony dzieciak znowu chce? - zapytałem sam siebie, po czym ruszyłem w kierunku, z którego dochodził dźwięk - Taeyeon? - zdziwiłem się widząc rudego chłopaka przed moim domem.
     - Taemin. - poprawił mnie - Nie przeszkadzam?
     - Zależy. - zmrużyłem oczy zauważając, że sylwetka mojego kolegi zaczyna się rozdwajać. Nie był już jeden. Było ich aż dwóch!
     - Od czego?
     - Co od czego? - zapytałem zdezorientowany dziwnym zjawiskiem jakie właśnie zaobserwowałem.
     - Od czego zależy czy nie przeszkadza ci moja obecność. - wytłumaczył - Hyung, jesteś pijany?
     - No chyba ty! - oburzyłem się. A przynajmniej wydawało mi się, że byłem trzeźwy. Chociaż z drugiej strony... To mogłoby wyjaśniać moje chwilowe problemy ze wzrokiem - Nieważne, wchodź. - dopowiedziałem, po czym wpuściłem młodszego Lee do środka.
Udaliśmy się razem w kierunku salonu, gdyż kuchnia po wizycie Minho wyglądała masakrycznie. Nie żeby przedtem było lepiej, ale skoro już jest na kogo zwalić winę to warto skorzystać. Pokój, w którym zazwyczaj przyjmuje się gości też szczerze mówiąc nie był za bardzo przygotowany, ale skąd mogłem wiedzieć, że ktoś ma zamiar mnie odwiedzić? Gdyby mnie uprzedzili to może bym to wszystko jakoś ogarnął. Podkreślam oczywiście słowo MOŻE, ponieważ sprzątanie nie zaliczało się do moich ulubionych zajęć, dlatego tak rzadko je praktykowałem. Zrobiło mi się jednak trochę głupio przez ten cały bałagan, więc postanowiłem chociaż odrobinkę poprawić swoją sytuację. Korzystając z tego, że Taemin był akurat odwrócony do mnie tyłem rzuciłem się na podłogę i zacząłem w ogromnym pośpiechu zbierać pióra Giny, które zostawiła po sobie najprawdopodobniej podczas ucieczki zaraz po wcześniejszym incydencie ze smartfonem. Nie było ich co prawda dużo, ale jednak psuły ogólne wrażenie pomieszczenia. Nie chodziło o porozrzucane wszędzie, gdzie tylko się dało ubrania, ani nawet o jedzenie, które zalegało na stole od jakiegoś miesiąca. Chodziło właśnie o pióra.
Kiedy chłopak nagle i zupełnie niespodziewanie odwrócił się do mnie, natychmiast schowałem to co zaburzało porządek za swoimi plecami.
     - Miło tu. - stwierdził, chociaż nie byłem do końca przekonany, czy aby na pewno tak sądził - Tak... przytulnie.
     - Myślisz? - uśmiechnąłem się, po czym uniosłem jedną dłoń, w górę, aby podrapać się po karku. Pech jednak chciał, że wybrałem niewłaściwą rękę, gdyż od razu wysypało się z niej to, co akurat miałem ochotę ukryć. Co za wstyd!
     - To... kurze pióra? - zapytał zdziwiony rudzielec.
     - Co masz na myśli? - rozejrzałem się dookoła udając, że nie mam pojęcia o czym ten wariat mówi. Oby tylko nie wskazał palcem, bo wtedy już po mnie. Nie wskaże, nie wskaże, nie wskaże...
     - To. - ehh, no i wskazał.
     - Ach! To! - zaśmiałem się nerwowo spoglądając w dół - Pióra z poduszki! - poczułem nagłe olśnienie, przez co aż krzyknąłem - Wybacz. - przeprosiłem za uniesienie się głosem.
     - Aha. - pokiwał głową w zrozumieniu.
     - Nie przejmuj się nimi. - powiedziałem jednocześnie wkopując je butem pod najbliżej stojący fotel, po czym gestem zachęciłem go, aby usiadł, co oczywiście natychmiast uczynił - No więc... Co cię sprowadza w moje skromne progi? - zadałem pytanie, na które odpowiedź strasznie, ale to strasznie mnie ciekawiła, a następnie poszedłem w ślady mojego kolegi i opadłem swoim zgrabnym tyłkiem na kanapę, czekając na odpowiedź. Ale naprawdę, jak mój tyłek po takiej ilości zjedzonego kurczaka nadal mógł być taki świetny? Ten kształ, ta jędrność... Niejedna dziewczyna o takim marzy!
- ... I właśnie dlatego tu jestem. - wyznał Taemin. Ha! W końcu zapamiętałem jego imię! Ale chwila. Już powiedział, dlaczego przyszedł? Ale ja nie słyszałem! Zamyśliłem się! Co powinienem zrobić w takiej sytuacji?! Trzeba go jakoś podejść. Zdecydowanie. Musi powtórzyć to, co powiedział! Już wiem!
     - O Matko Boska Przenajświętsza! - podskoczyłem na kanapie - Co to było?! - wykrzyknąłem udając przerażonego - Buzię widziałem!
     - O co chodzi? - wyglądał na nieźle zszokowanego. I dobrze, tak miało być - Ja niczego nie widziałem.
     - Ja widziałem! - ułożyłem dłoń na swoim czole, po czym odchyliłem głowę do tyłu pod pewnym kątem. Co ja robiłem w tym małym miasteczku Lacey? Powinienem być na Broadwayu!
     - Ale co? - dopytywał.
     - No buzię przecież! - zdenerwowałem się. Czy on nie słyszy, co się do niego mówi? - No nieważne. Mówiłeś, że dlaczego przyszedłeś? - przybliżyłem się do niego na niebezpieczną odległość tak, aby tym razem wszystko dokładnie usłyszeć.
     - Mam małe kłopoty sercowe. - zwierzył się. Tak! Udało się! Panie Lee Jinki, jest pan geniuszem w czystej postaci. Oj, dziękuję, dziękuję! Taki komplement...
     - Jesteś gejem? - po raz kolejny tego wieczoru walnąłem prosto z mostu. Oj, gdzie mój takt? No cóż, byłem już trochę zmęczony, a alkohol, który wcześniej w siebie wlałem zaczynał chyba robić swoje, gdyż czułem się niesamowicie rozluźniony. A to trochę dziwne, bo oryginalnie to nie ja miałem wrzucić na luz, tylko Choi.
     - Słucham? - na początku się zdziwił, ale po chwili przytaknął - Tak. Skąd wiedziałeś?
     - Serio? - wytrzeszczyłem oczy tak, że prawie wypadły mi z orbit - Wow. Tylko zgadywałem. - stwierdziłem, po czym lekko się zaśmiałem. Może to nie było za bardzo na miejsu, ale byłem pod ogromnym wrażeniem swoich nowoodkrytych możliwości - Pozwól jeszce, że zgadnę w kim się zakochałeś! - wykrzyknąłem, kiedy moje podekscytowanie sięgnęło zenitu - Minho! - strzeliłem zanim w ogóle zdążył mi odpowiedzieć - Zgadza się?!
     - No... tak. - widocznie się zawstydził, a cała jego twarz w mgnieniu oka zrobiła się czerwona.
     - Rany. - wstałem niedowierzając - Ja muszę być wróżką! - wykrzyknąłem, a następnie zacząłem przemierzać pomieszczenie, w którym się akurat znajdowaliśmy w podskokach udając Dzwoneczka. Czułem się wspaniale, jakby naprawdę wyrosły mi skrzydła.
     - Onew. - przerwał moje szczęście Taemin, a ja tylko na niego spojrzałem - Co powinienem zrobić?- zapytał.
     - Hmm... - zastanowiłem się - Dzisiaj idź do domu, a ja jak wytzreźwieję to ci powiem co masz zrobić. Może być? - zapytałem, na co delikatnie zachichotał i pokiwał głową.

Otworzyłem powoli i ospale lewe oko, po czym rozejrzałem się dookoła, aby zorientować się, gdzie w danym momencie byłem. Na szczęście był to mój salon, a nie stacja benzynowa jak ostatnio, o czym lepiej nie mówić, gdyż była to długa historia. Oj, kogo ja próbowałem oszukać. Po prostu niczego nie pamiętałem. Miałem świadomość tylko tego, że zasnąłem we własnym pokoju, a obudziłem się, kiedy jakiś huligan próbował napełnić mnie benzyną do pełna. Co się teraz dzieje z tą młodzieżą?
Leżałem jeszcze przez chwilę na kanapie w salonie zastanawiając się, czy aby na pewno musiałem iść do szkoły. W końcu jeden dzień nikogo nie zbawi. Po dłuższej debacie sam ze sobą postanowiłem jednak, że się wybiorę, gdyż dzisiaj akurat pierwszy raz w całym miesiącu na lunch miał być kurczak. I do tego nie musiałem za niego płacić! Czy to nie raj? Nie mogłem przegapić takiej świetnej okazji! Z moim ukochanym jedzeniem na myśli uznałem, że pora już wstać, ale kiedy próbowałem wcielić tę czynność w życie zrobiłem spektakularną spiralę w powietrzu lądując przy tym na podłodze.
     - Auuuuuu! - zawyłem z bólu niczym niebezpieczny wilk podczas pełni, co przykuło uwagę Giny akurat przechodzącej przez salon. Poczułem nagle strasznie mocne i intynsywne pulsowanie w głowie, które było chyba tą mniej przyjemniejszą częścią picia alkoholu, a mianowicie kacem - Gina, pysiaczku! - rozłożyłem szeroko ramiona - Chodź do tatusia! - krzyknąłem, na co ona pędem do mnie przybiegła rzucając mi się w objęcia. Cóż za cudowna mała istotka! Wiedziałem już doskonale jak czuje się rodzic, którego dziecko okazuje mu swoją delikatną, niewinną miłość. Niesamowite!
Podniosłem się ostrożnie w górę, aby uniknąć przeszywającego bólu głowy i patrzyłem jeszcze chwilę jak moja córeczka szła w kierunku swojej kuwety. Kiedy jednak w końcu doszła do swojego celu natomiast odwróciłem wzrok. To byłoby bardzo nie na miejscu, gdybym podglądał dziewczynę, która załatwia właśnie swoje fizjologiczne sprawy, czyż nie miałem racji? Dokładnie. Po chwili przypomniałem sobie, że ja również powinienem iść do toalety i szybko się ogarnąć, aby nie być niepunktualnym i zdążyć na lekcje. Chociaż ten jeden raz. I tak miałem na swoim koncie całe mnóstwo nieobecności i spóźnień. A taką w pełni szczerą prawdę mówiąc to chyba nie było jeszcze w tym roku szkolnym dnia, w którym mógłbym wykazać się czasowością. A musiałem zaznaczyć, że był maj. Podejrzewam, że nauczyciele mają do mnie słabość. To na pewno tylko dla tego nie zostałem jeszcze wywalony. Bo jak można oprzeć się mojemu urokowi?
Nadal zaspany i obolały po niefortunnym upadku udałem się ociężale do łazienki, która nie wiedzieć czemu była tuż przy kuchni. Wszedłem do kabiny prysznicowej, a następnie spuściłem ciepłą wodę, która miała za zadanie zrelaksować moje cialo, które już po chwili było namydlone. Kiedy jednak postanowiłem spłukać z siebie owocowy żel do kąpieli zauważyłem, że z sitka nie chce wypłynąć nawet jedna kropla. Znowu to samo. Przecież rodzice zapłacili za wodę w moim mieszkaniu! Więc dlaczego znowu wyłączyli jej dopływ? Chyba, że... Nie, to niemożliwe! Tata nie mógł zapomnieć o opłaceniu tej ważnej cieczy, która pozwala mi żyć! Co prawda wspominał coś o tym, że jeśli chcę mieszkać sam powinienem zadbać o rachunki na własną rękę. Ale przecież doskonale wiedział, że byłem bezrobotny! W sumie trudno się dziwić, mam dopiero 17 lat, a jedyna praca dorywcza jaka by mi pasowała to pół etatu w restauracji, która specjalizuje się w przygotowywaniu kurczaka lub po prostu w KFC. Niestety w obu tych miejscach personel był już kompletny. Co więc miałem zrobić?! No cóż, na razie mogłem chyba tylko iść do pomieszczenia obok po butelkowaną wodę mineralną. Tak też zrobiłem. Od razu po powtórnym wejściu pod prysznic pozbyłem się piany z każdego zakamarka ciała. Kiedy w końcu uznałem, że byłem już czysty i pachnący postanowiłem opuścić kabinę, w której się znajdowałem. Wyciągnąłem ręce, aby odsunąć od siebie dwie przezroczyste ścianki, dzięki którym podłoga nie robiła się mokra, jednak ku mojemu zdziwieniu ani drgnęły. Co to miało być? Ponowiłem próbę, jednak nadal nie było żadnych efektów. Zacięły się? Aish! Postanowiłem naprzeć na nie jeszcze mocniej niż przedtem tak, żeby wiedziały kto tu rządzi. Jak się potem okazało nie był to raczej najlepszy pomysł, gdyż przez moją nieuwagę pośliznąłem się i wylądowałem ciałem w brodziku, a twarzą na ściance, która automatycznie się otworzyła. No chociaż to dobrze. Wstałem powoli opierając się ręką o kafelki przytwierdzone do ściany. Czułem ból!
Stanąłem przez lustrem, po czym umyłem twarz i przy okazji uczesałem swoje kasztanowe włosy. Zwilżyłem szczoteczkę do zębów wodą mineralną, która jeszcze mi została, a następnie sięgnąłem po pastę. Otworzyłem jamę ustną i w pierwszym momencie pomyślałem, że zaraz chyba zemdleję. Brakowalo mi dwóch jedynek! Gdzie one się podziały?! Rzuciłem się pędem do kabiny prysznicowej i kucnąłem tuż przy brodziku. O kurczaki. Faktycznie tam były. Podniosłem je i odruchowo dotknąłem ich dawnego miejsca w mojej buzi. Żal i rozpacz. Jak miałem się tak pokazać w szkole? Chociaż z drugiej strony zdażało się, że wyglądałem gorzej. Na przykład tego pamiętnego dnia, kiedy to zgoliłem sobie przez przypadek połowę głowy na łysą zapałkę. Przypadki zdecydowanie chodzą po ludziach. Ktos mógły pomyśleć, że to dzisiejszy dzień był dla mnie strasznie pechowy, mimo iż to dopiero ranek, ale to bzdura. Jak dla mnie to po prostu dzień jak codzień. Serio.
Spakowałem do plecaka wszystkie potrzebne mi książki i po czułym pożegnaniu z Giną wyruszyłem do liceum, które nie było wcale daleko od mojego domu. Miałem takie przeczucie, że chyba jednak się nie spóźnię. Jedynie utwierdziło mnie w tym zbiegowisko, które zastałem na parkingu przed szkołą. Skoro prawie wszyscy tam byli to chyba znaczy, że dzwonek jeszcze nie zadzwonił! Jednak zaczęło mnie zastanawiać na co ci ludzie tak się patrzyli. Nie byłem niestety najwyższy, więc postanowiłem przepchać się do przodu i zobaczyć wokół czego się tak zgromadzili. Nieźle się zdziwiłem, kiedy na samym środku stali moi przyjaciele.
     - Co to za dziewczyna?! - krzyknął wściekły Key z wyrzutem.
     - To... - zaczął Jonghyun, jednak nie było mu dane skończyć.
     - Przestań się tłumaczyć! - przerwał mu - Zerwaliśmy zaledwie wczoraj, a ty już dzisiaj obściskujesz się z jakąś laską? Niewiarygodne!
     - Przecież nie chciałem, żeby nasz związek się skończył. - powiedział Dinozaur.
     - To było nieuniknione! - stwierdziła szkolna diva - Przecież nie mogę być z kimś kto lubi pepperoni na pizzy! To nie ma sensu! - oburzył się.
     - Bez sensu jest to, że pokłóciliśmy się o pizzę! - uznał Jjong.
     - To nie zmienia faktu, że nie szanujesz okresu porozstaniowego!
     - Nie ma czegoś takiego jak okres porozstaniowy! - zabrał głos Bling.
     - Może nie jest to nigdzie zapisane, ale to nie znaczy, że możesz rozkładać ramiona na prawo i lewo! - podtrzymywał Kibum.
     - Wcale tego nie robię! - zaprzeczył jego były chłopak.
     - Chociaż przyznaj się do winy! - wrzasnął.
     - Key, załatwmy to na osobności. Wszyscy na nas patrzą. - rozejrzał się dookoła Jonghyun.
     - Nie chcesz się przyznać? - zapytał - Uwaga! - zwrócił się do osób, które im się przyglądały - Ten oto tu chłopak Kim Jonghyun migdalił się z jakąś dziewczyną na moich oczach po wczorajszym zerwaniu! - wylał swoje żale - Kto uważa, że to skończony idiota niech podniesie rękę!
Rozejrzałem się po tłumie, po czym widząc, że większość osób podniosła w górę swoje dłonie ja również postanowiłem iść w ich ślady.
     - Jinki! - spojrzał na mnie Jjong z wyrzutem, a ja jedynie wzruszyłem ramionami. Co innego miałem zrobić? Większość zawsze ma rację.
     - Dobrze robisz, Jinki! - pochwalił mnie młodszy Kim - Widzisz, Dinozaurze? - zapytał chłopaka, który stał obok niego - Jesteś skończonym idiotą! Całe liceum tak myśli. - uśmiechnął się triumfalnie.
     - Dzwonek! - krzyknął ktoś zanim starszy zdążył coś odpowiedzieć. W jednym momencie wszyscy rozeszli się i udali do budynku, w którym miały się odbyć zajęcia zostawiając skłóconą parę samą. Szczerze mówiąc Bling bardzo źle się zachował, ale i tak jednak nigdy nie lubiłem jak się kłócili. Tworzyli taką uroczą parę! Zupełnie jak kurczak z kurczakiem. Właśnie to widziałem jak na nich patrzyłem. Przecież oni nie mogli ze sobą zerwać! Mniejsza z tym, że już to zrobili! Tak naprawdę na pewno tego nie chcieli. Po prostu obaj mają wybuchowe temperamenty, co tworzy mieszankę, która w każdej chwili może wysadzić całą ludzkość i kulę ziemską w powietrze. Musieli być razem! Byłem prawie w stu procentach pewnien, że to przeznaczenie. Innej opcji nie było. A jako ich wierny przyjaciel musiałem się zaangażować w tą kłótnię i naturalna sprawa pogodzić ich tak, żeby znowu gruchali wszędzie jak dwa gołąbeczki. Tak, to był zdecydowanie mój cel na dzisiejszy dzień. Nie słuchając już nauczyciela od matematyki, który tłumaczył właśnie twierdzenie Pitagorasa wyjąłem ze swojego plecaka pudełko, w którym trzymałem przeróżne pisaki i flamastry  oraz blok techniczny A4, którego potrzebowałem na zajęcia plastyczne. Podzieliłem kartkę na dwie części i nie przejmując się nawet ich zbyt dużą wielkością zacząłem przygotowywać wizytówki, na których napisałem: "Doctor Love Onew zaprasza panów Kim Kibuma i Kim Jonghyuna na sesję konsultacyjną dziś wieczorem. " Nie wiedziałem dokładnie, czy napisałem wszystko poprawnie, ale to akurat było najmniej ważne w zaistniałej sytuacji. Nie zawarłem również ani swojego adresu, ani numeru telefonu. To z prostej przyczyny. Wiedzieli, gdzie mieszkam i mieli mnie zapisanego w kontaktach pod "K", co miało robić za "Kurczak". Zostawało tylko pytanie czy w ogóle zjawią się w moim domu o zmierzchu. Byli strasznie zawzięci, ale miałem jednak przeczucie, że przyjdą, choćby po to, żeby na siebie ponarzekać.
     - ...Jinki. - usłyszałem nagle przedzierający się do mnie głos nauczyciela. Na dźwięk swojego imienia od razu automatycznie podniosłem głowę do góry, aby zauważyć, że cała klasa łącznie z panem Coleman uważnie mi się przygląda - Poprosiłem, abyś wykazał się swoimi umiejętnościami przy tablicy. - powtórzył to, co wcześniej wyminęło moje uszy widząc jak zdezorientowany byłem.
     - Dobrze. - uśmiechnąłem się szeroko, co wywołało głośną falę śmiechu w całym pomieszczeniu. Nie miałem pojęcia o co im chodziło. Powiedzialem coś nie tak? Zdziwiony spojrzałem na matematyka, który wskazał znacząco na swoje zęby. O rany, zupełnie zapomniałem, że straciłem dwie jedynki pod prysznicem. Nie mówiąc już nic, aby nie pokazywać więcej potężnej szpary w buzi wstałem z zamiarem podejścia do tablicy. Pech jednak chciał, żebym potknął się o torbę Tiffany, siedzącej w ławce przede mną i wyciągnął się na podłodze jak długi, co wcale nie uszło uwadze klasy. Zadanie na szczęście jakoś mi poszło, a na swoje miejsce również udało mi się bezpiecznie wrócić nie wywołując żadnego skandalu. Do końca lekcji zostało jeszcze piętnaście minut, więc niecierpliwe się wiercąc postanowiłem obmyślić dokładny plan pogodzenia Jonghyuna i Key. Strasznie trudno mi to przychodziło, gdyż wychodząc z domu zapomniałem zjeść śniadania. Zwykle coś takiego mi się nie zdarzało, ale przez kaca zupełnie straciłem głowę. A teraz nie mogąc się skupić na najlepszych przyjaciołach przeskoczyłem na zupełnie inny tor myślowy, który dużo bardziej w danej chwili mi odpowiadał. Wielkie kurczakowe góry stojące tuż przy stawie, który zamiast wodą był wypełniony po brzegi skrzydełkami z KFC, które łatwo dało się złowić poprzez kubełki z logiem tej restauracji stojącymi na brzegu. Słońce lśniło tak jasno jak złota chrupiąca skorupka, a na całej powierzchni nieba latało w kluczu całe stado kurczaków. Widok był nie do opisania. Ludzie zwali tę krainę Chicken Land i kto kolwiek tam wszedł już nie wyszedł. Oczywiście nie dlatego, że nie mógł, ale po prostu było tam tak dobrze, że nikt nie chciał opuścić tego raju.
     - Oj, Jinki. - usłyszałem nagle nad sobą - I co ja mam z tobą zrobić? - zaśmiał się pięćdziesięciolatek uczący w tej szkole matematyki, na co od razu powróciłem niechętnie do rzeczywistości.
     - Przepraszam. - uśmiechnąłem się nieśmiało - Gdzie wszyscy? - zauważyłem, że sala była pusta.
     - Poszli na przerwę. - odpowiedział odwzajemniając mój gest - Ty też idź.
Przerwa? W końcu! Wstałem gwałtownie z krzesła i zapominając nawet o pożegnaniu się z panem Coleman rzuciłem się w kierunku dzrzwi, jakbym był tygrysem, któremu ktoś właśnie otworzył klatkę. Pośpiech jednak nigdy nie był moim dobrym doradcą, gdyż w tej samej chwili, gdy znalazłem się przy drzwiach wpadłem na nie z głośnym hukiem. Nie obeszło się bez komentarza nauczyciela, że powinienem bardziej uważać, ale ja już go nie słuchałem. Wybiegłem z sali niczym wystrzelony z procy i już po minucie, po przedarciu się przez dziki tłum znalazłem się przy szafce starszego Kima. Upewniłem się dokładnie kilka razy, że była to wizytówka przeznaczona dla niego, a następnie wsunąłem ją przez małą szparę do środka schowka na książki. To samo zrobiłem z karteczką dla divy, po czym usatysfakcjonowany poszedłem pod salę, w której miała się odbyć kolejna lekcja.  
Po skończonych lekcjach od razu ruszyłem pędem do domu, aby przygotować jakoś salon na przyjście gości. Musiałem rzecz jasna pokazać im się od jak najlepszej strony. Jako Doctor Love musiałem robić wrażenie zawodowca i nie mogłem sobie pozwolić na jakąkolwiek amatorszczyznę. To zupełnie nie w moim stylu. A co do pseudonimu, który wynikał z mojego zajęcia to musiałem stwierdzić, że był wprost genialny. Doctor Love... Tak, zdecydowanie brzmiało to dumnie. Wymyśliłem to na szybko na matematyce i miało to zawierać dwie informacje, które chciałem przekazać. Po pierwsze byłem lekarzem (nie miałem niby na to żadnego papierka, ale nikt nie będzie sprawdzał i dociekał). A po drugie uzdrawiałem miłość. Co prawda jeszcze nigdy tego nie robiłem, ale w końcu zawsze musi być ten pierwszy raz. Najpierw miałem za zadanie zająć się kłótnią, co nie mogło być przecież takie trudne, a kiedy zdobędę trochę doświadczenia zajmę się sprawą Minho i Taemina. To w sumie też wydawało się banalnie łatwe, gdyż obaj byli w sobie szaleńczo zakochani, ale jednak to delikatny temat, którego nie należy gwałtownie i mocno rozszarpywać.
A co do wystroju pokoju w moim mieszkaniu postanowiłem postawić na klimaty Bollywood, którego swoją drogą byłem fanem. No bo po co oglądać jakieś badziewie trwające zaledwie dwie godziny, kiedy możesz usiąść przed telewizorem i nie odchodzić od niego przez pięć godzin? No ale, znowu zgubiłem główny wątek. Sprzątanie. Tak, od tego zdecydowanie musiałem zacząć. Wziąłem do ręki szczotkę do zamiatania przytwierdzoną do długiego kija, a następnie wszystkie małe rzeczy walające się po podłodze wmiotłem pod kanapę. Większe niestety nie chciały się tam zmieścić, więc niechętnie zebrałem je i wrzuciłem do swojego pokoju. Tam i tak by nie zajrzeli, więc żadnego problemu nie było. Otworzyłem szafę, która stała w korytarzu, po czym wyjąłem z niej kolorowe materiały ozdobione złoceniami, koralikami i różnymi zwisającymi kikutami. Nie pamiętałem za bardzo skąd je miałem, ale wydawało mi się, że kupiłem to wszystko, aby ozdobić swój nowy dom, lecz zupełnie o tym zapomniałem. No cóż, w końcu nadarzyła się przyzwoita okazja. Zawiesiłem płachty tak, aby przypominały morskie fale pod sufitem oraz te, które jeszcze zostały rozrzuciłem po całym pomieszczeniu. Nie miałem pojęcia, że było tego tak dużo. Pokrywały wszystko zupełnie jak czarna dziura! Byłem tak zajęty wystrajaniem wnętrza, że zupełnie zapomniałem dać buziaka Ginie na przywitanie! Przecież tak nie mogło być! Jaki rodzic zapomina o swoim własnym pierworodnym dziecku? Od razu bez żadnego wahania postanowiłem ją znaleźć, jednak po chwili stanąłem jak słup soli słysząc dzwonek do drzwi i dwa znajome głosy. To już? Ale ja nie byłem gotowy! To znaczy fizycznie może i byłem, ale nie psychicznie! Przełknąłem głośno ślinę, po czym zrobiłem kilka kroków w kierunku, z którego dochodziła niezbyt przyjemna dla ucha konwersacja. Jeśli można było oczywiście nazwać tę kłótnię konwersacją.
     - Jesteś głupi. - usłyszałem głos divy, mówiącej tonem obrażonego dziecka - Nie odzywaj się do mnie.
     - Przecież nic nie powiedziałem! - zaczął się bronić Jonghyun.
     - Właśnie teraz powiedziałeś! Dlaczego ty nigdy nie robisz tego, o co cię proszę? - zirytował się Key.
     - Po pierwsze nie poprosiłeś mnie, tylko mi rozkazałeś! A po drugie skoro ja mam się do ciebie nie odzywać, to ty również nie możesz powiedzieć do mnie ani słowa! - stwierdził Bling.
     - Słucham? - zdaje się, że młodszy chłopak chyba nadal nie mógł uwierzyć w to co właśnie zarejestrowały jego uszy - Jak śmiesz tak się do mnie odzywać?! Kim Jonghyunie, jesteś już martwy!
     - Przyszliście już! - gwałtownie otworzyłem drzwi, aby odciągnąć Key od pomysłu zamordowania swojego byłego chłopaka i zarazem jednego z moich najlepszych przyjaciół. To byłaby naprawdę ogromna strata - Wejdźcie do środka.
     - Jinki, co ty znowu wymyśliłeś? - zapytał wyższy od swojego partnera blondyn udając się do wnętrza mojego mieszkania - I co to są za kolorowe szmaty pod sufitem? Żeby nie było, nie mam zamiaru godzić się z tym casanovą.
     - W takim razie po co tu przyszedłeś? - zainteresował się brunet podążając do pomieszczenia za Kibumem. Wyglądało na to, że był już porządnie zdenerwowany, co sprawiało, że mój plan stanął pod znakiem zapytania. W sumie nie trudno było przewidzieć, iż nie rzucą się sobie od razu w ramiona, ale miałem jednak taką cichą nadzieję. No bo jak niby, miałem ich popchnąć ku sobie, gdy obaj byli tacy zawzięci? No przecież to graniczyło z cudem! Oj, Jinki... W co ty się wpakowałeś? No cóż, teraz nie było już odwrotu. Musiałem w końcu zacząć działać. Chociaż z drugiej strony najpierw chyba powinienem poczęstować ich czymś do picia jako dobry gospodarz.

     - Zaczekajcie chwilę. - zwróciłem się do nich, kiedy usiedli na kanapie mierząc się nawzajem wzrokiem - Przyniosę colę. - powiedziałem, po czym jak najszybciej ulotniłem się z pomieszczenia, w którym atmosfera była tak gęsta jak sos, z którym zwykle jadłem skrzydełka kurczaka i skierowałem się do kuchni. Chwyciłem pospiesznie trzy tym razem czyste szklanki oraz butelkę gazowanego napoju, a następnie popędziłem truchtem do moich przyjaciół, aby w czasie mojej nieobecności się przypadkiem nie pozabijali. Kiedy jednak w końcu dotarłem do salonu zupełnie mnie zatkało i szklanki, które trzymałem właśnie w rękach prawie wyślizgnęły się na podłogę. Moim dziewiczym oczom ukazał się widok przyssanych do siebie chłopaków, całujących się tak jakby mieli zaraz ściągnąć swoje ubrania i odbyć stosunek na mojej sofie. Tego było dla mnie już za wiele - To ja może pójdę po więcej coli. - wymamrotałem prawie bezgłośnie oraz od razu opuściłem pokój.  

poniedziałek, 4 maja 2015

JongKey-Look At Me rozdział 49

Hehe, dam sobie rękę uciąć, że nikt się tak wcześnie nie spodziewał nowego rozdziału xD
Ale po przeczytaniu komentarzy po prostu poczułam kopa i coś tam naskrobałam >.<




     -Można wejść?-zapytał pewien rudy średniego wzrostu chłopak stając w progu-O, widzę, że macie imprezę.-zażartował zauważając jedynie dwie iskierki w ciemnej garderobie i całą masę osób.
     -Sunggyu!-Woohyun ucieszył się na widok gościa, za którym do pokoju weszło jeszcze sześciu przystojnych mężczyzn-Wy też postanowiliście mnie odwiedzić?
     -No ba.-uśmiechnął się brunet, który był najwyższy z całej grupy.
     -Cześć, jestem Key.-przedstawiłem się, kiedy Nam przestał się przytulać oraz przybijać piątki ze swoim zespołem-A to są Jonghyun, Minho, lider Onew i maknae Taemin-wymieniłem każdego z osobna, a następnie zaczekałem, aż będzie mi dane usłyszeć imiona lub pseudonimy artystyczne Infinite.
     -Miło nam was poznać.-Jinki wyciągnął rękę w kierunku Sunggyu, który zupełnie tak jak on okazał się być liderem, po czym zimne ognie w rękach Taemina się wypaliły, a w pomieszczeniu zagościła ciemność dopóki ktoś nie postanowił zapalić światła. Jako, że Minho stał najbliżej włącznika padło właśnie na niego.
     -Woohyun, Key. Za pięć minut wchodzicie na scenę.-poinformował nas nasz menadżer, który wpadł właśnie cały zdyszany do garderoby z kubkiem kawy w ręku.
     -Tak jest!-odpowiedzieliśmy chórem, po czym zaczęliśmy przygotowywać się do występu. Mieliśmy bardzo mało tego jakże cennego czasu, więc starczyło nam go niestety tylko na małe poprawki i dopięcie wszystkich szczegółów na ostatni guzik.

          Stanąłem na małej platformie mieszczącej się centralnie pod sceną, która miała wywindować mnie w górę przed oczy kilkuset fanów. Mała ilość osób była spowodowana tym, że znajdowaliśmy się właśnie w pomieszczeniu, gdzie odbywał się Music Bank, a nie w jakiejś ogromnej japońskiej hali jak na przykład Tokyo Dome. To sprawiało jednak , że czułem się odrobinę lepiej, ponieważ wcześniej znowu zacząłęm się denerwować i lekko trząść.
     -Powodzenia!-krzyknąłem do Nama, który stał na podobnej platformie około dwa metry ode mnie, próbując przedrzeć się przez głośne piski i wiwaty dziewczyn na widowni. Nie było ich niby dużo, ale hałas robiły idealny.
     -Powodzenia!-również postanowił dodać mi trochę otuchy-A tak na marginesie świetnie wyglądasz w tym garniturze!-pochwalił mnie, a ja odruchowo spuściłem wzrok na swój seledynowy strój. Fakt, odkładając na bok swoją wrodzoną skromność musiałem przyznać mu rację.
     -Tobie też do twarzy!-skomentowałem jego czerwone spodnie oraz tego samego koloru marynarkę, gdy nagle usłyszałem powiadomienie o rozpoczęciu występu i poczułem jak powierzchnia, na której stałem  zaczęła się powoli unosić w górę.
Kiedy w końcu stanąłem na scenie, mój stres sięgnął zenitu, ale widząc obok siebie Woohyuna postanowiłem, że muszę dać z siebie wszystko, aby nie zawieść jego oraz przede wszystkim naszych fanek, które tak wiernie nam kibicowały. Spojrzałem przed siebie, a moim oczom ukazały się dziewczyny w różnym wieku trzymające w górze przeróżne plakaty, lightsticki i telefony, na których ekranach widniały nasze imiona. Chłopcy również się na widowni zdarzali, tak jak na przykład Minho w pierwszym rzędzie ze swoim banerem, ale była ich zdecydowana mniejszość. W sumie jeśli miałem być szczery, to ani trochę mnie to nie dziwiło. W tej chwili zrozumiałem jednak, iż to niemożliwe, abym kogoś zawiódł (oprócz pana Lee Soomana oczywiście). Wszyscy Shawole i ludzie, którzy byli zainteresowani mającym wkrótce zadebiutować Infinite przyszli tam dla mnie i dla MyHyuna. Kochali nas, więc nie zamierzali nawet zwracać uwagi na nasze błędy. Chcieli nas dopingować, a nie dołować lub mieszać z błotem za każdą pomyłkę. Ta myśl od razu dała mi ogromny zastrzyk energii, pewności siebie i chęci do działania, dzięki czemu w momencie, gdy muzyka popłynęła z głośników zacząłem śpiewać i tańczyć nie próbując nikogo zadowolić, tylko po prostu świetnie się bawiąc. 

     -MyBum, byłeś genialny!-Woohyun przystawił mi swój kciuk do twarzy, próbując jak najbardziej przekonać mnie o szczerości pochwały.
     -Ty też, MyHyun!-krzyknąłem nadal będąc całym w emocjach, po czym rzuciłem mu się na szyję i zacząłem go przytulać jak małe dziecko swojego ulubionego pluszaka na dobranoc-Obaj byliśmy genialni!
     -Ej, ej, ej...-nagle zupełnie znikąd pojawił się Jonghyun i jednym sprawnym ruchem oderwał mnie od klatki piersiowej Nama, po czym przycisnął do swojej-Dałeś czadu, Bummie.-szepnął mi na ucho zmysłowym głosem delikatnie je przygryzając, na co przez całe moje ciało przeszedł niekontrolowany przeze mnie, ale musiałem przyznać, że całkiem przyjemny dreszcz, który jak na zawołanie sprawił, że przypomniałem sobie, co chwilę wcześniej robiliśmy w schowku na szczotki. Szczerze mówiąc nadal miałem straszną ochotę na Jjonga, gdyż nie było nam nawet dane dokończyć tego, co zaczęliśmy, więc musiałem w takim razie uznać nasze fizyczne zbliżenie jako moją misję na dzisiejszą noc. Zaraz po wyjściu z budynku KBS, całe SHINee i Infinite zdecydowało się na oblanie naszego debiutu w M2 Club, wię po imprezie musiałem tylko zaciągnąć tego niczego nieświadomego Dinozaura do swojego apartamentu, a potem do sypialni. Niby nic trudnego znając go, ale z drugiej strony...Czy aby na pewno mi nie odmówi? No bo może przecież uznać, że to jeszcze dla nas za wcześnie... Ale powiedział też, że jest na mnie wiecznie napalony! No cóż, raz Kibumowi śmierć.

sobota, 2 maja 2015

JongKey-Look At Me rozdział 48

    Boże, i znowu nie było mnie tyle czasu T-T Przepraszam, wydaje mi się, że chyba się w tym opowiadania wypaliłam :( Oczywiście mam zamiar je skończyć! O to się nie martwcie :*




     -Key, już w porządku?-Woohyun niczym błyskawica podbiegł do mnie i do Jonghyuna, kiedy tylko stanęliśmy w progu garderoby, w której znajdowały się jeszcze nasze stylistki oraz makijażystki-Gdzie wy byliście przez 15 minut?
     -A czy coś kiedykolwiek było nie w porządku?-zapytałem ze stoickim spokojem. Zdążyłem już dawno zapomnieć o tej całej tremie, więc po co jeszcze to rozgrzebywać? Nie byłem takiego rodzaju osobą, ponieważ człowiek sukcesu nigdy nie ogląda się w tył. Jeśli chodzi o karierę i cokolwiek z nią związanego to z tym przekonaniem żyłem i nadal żyć będę!
     -Zanim wyszliście cały trząsłeś się z nerwów!-stwierdził zdziwiony Nam.
     -Nie przypominam sobie.-wzruszyłem ramionami, po czym udałem się w stronę lusterka, aby jedna z dziewczyn mogła poprawić mój makijaż oraz ujarzmić włosy.
     -Co wy robiliście, że tak się teraz zachowuje?-usłyszałem jak za moimi plecami Woo próbował się czegoś dowiedzieć od Blinga.
     -Wyszliśmy, żeby się...
     -Nie mów mu!-krzyknąłem głośno, tym samym przerywając jego odpowiedź, na co obaj dziwnie się na mnie spojrzeli.
     -Przewietrzyć.-dokończył Jjong unosząc jedną brew.
     -Dlaczego nie chciałeś, żebym wiedział?-zapytał podejrzliwie Woohyun-Czy aby na pewno poszliście się TYLKO przewietrzyć?-posłał mi najbardziej dwuznaczny uśmiech jaki w całym swoim życiu widziałem. Niby po co mu była ta wiedza? Istnieje takie powiedzenie "Ciekawość to pierwszy stopień do piekła", więc powinien się chyba trochę bardziej hamować! Myślałby kto... To co dzieje się pomiędzy parą kochających się osób, musi zostać między nimi. A przynajmniej dobrze by było. Przecież nie był jakimś zboczeńcem, mimo iż po naszym pierwszym spotkaniu tak właśnie myślałem. Teraz jednak znałem go trochę lepiej i wiedziałem, że nie był żadnym zboczonym maniakiem. Chociaż...
     -Nie mam pojęcia o co ci chodzi.-wzruszyłem ramionami, aby jakimś sposobem zatuszować moje faux pas.
     -Wydaje mi się, że  nie mówicie mi całej prawdy...-pokręcił głową z dezaprobatą.
     -Ya! Jesteśmy w związku! Dlaczego niby mielibyśmy ci się ze wszystkiego spowiadać? Jesteś księdzem, czy jak? Nic nie robiliśmy w tym schowku!-krzyknąłem oburzony, jednak po chwili zdałem sobie sprawę jaką głupotę właśnie palnąłem, po czym przerażony zwróciłem swój wzrok na Jjonga.
     -Chwila. Poszliście się przewietrzyć do... schowka na szczotki?-zdziwił się Nam.
     -A kto idolom zabroni?-postanowiłem jakoś wybrnąć z tej jakże niezręcznej oraz niewygodnej sytuacji-Otworzyliśmy okno.
     -Ee...-Super! Chyba jednak udało mi się zbić go z tropu. Co za naiwniak...-No dobra. Nic już nie mówię.-oznajmił unosząc ręcę do góry w geście zawieszenia broni, a następnie udał się w kierunku stolika z przekąskami, na którym można było znaleźć między innymi ddokbokki, ciasto rybne, sushi i inne pyszne rzeczy mogące sprawić, abym nie wcisnął się w swoje spodnie.
     -O mały włos.-szepnąłem do Dinozaura, kiedy miałem pewność, że MyHyun jest już wystarczająco daleko-Nieźle wybrnąłem, prawda?-zapytałem dumnie, czekając na lawinę pochwał.
     -Byłeś genialny.-zaśmiał się chłopak-Napewno niczego się nie domyślił.
     -Key!-usłyszałem nagle znajomy głos wymawiający moje pseudonim sceniczne, po czym odwróciłem się w stronę drzwi skąd dochodził. Ku mojemu zdziwieniu ukazała się roześmiana twarz Onew, która wyłoniła się zza ogromnego bukietu pomarańczowych gerberów. Skąd wiedział, że to moje ulubione kwiaty? Jinki jak się postarał naprawdę potrafił być czasami uroczy-Chciałem kupić bombonierkę, ale jesteś właśnie w trakcie swojego drugiego debiutu, więc głupio byłoby gdybyś teraz przytył, dlatego zdecydowałem się na kwiaty. Dobry wybór, prawda? Jako lider powinienem być odpowiedzialny i podejmować słuszne decyzje.-zakończył swój monolog.
     -Tylko nie popadnij w samouwielbienie.-skarcił maniaka kurczaków Minho, który wszedł do garderoby z pokaźnych rozmiarów różowym plakatem ze srebrnym napisem "ToHeart, FIGHTING!". O mój Boże, chyba właśnie się wzruszyłem.
     -Też przyszedłem.-nagle w pomieszczeniu zgasło światło, a następnie pojawił się Taemin trzymający w obu rękach zimne ognie, które były w tym momencie jedynym źródłem światła w tej ciemności.
     -Jejku, dziękuję.-uśmiechnąłem się szeroko, ponieważ od razu zrobiło mi się cieplej na serduszku-Nie spodziewałem się, że przyjdziecie.-powiedziałem szczerze, będąc miło zaskoczony.
     -Jak moglibyśmy opuścić takie wydarzenie!-oburzył się Choi.
     -Dokładnie!-przyznał mu rację Onew-Przecież musimy cię wspierać-stwierdził, po czym niespodziewanie rozległo się czyjeś pukanie do drzwi.
     -Można wejść?-zapytał pewien rudy średniego wzrostu chłopak stając w progu-O, widzę, że macie imprezę.-zażartował zauważając jedynie dwie iskierki w ciemnej garderobie i całą masę osób.
     -Sunggyu!-Woohyun ucieszył się na widok gościa, za którym do pokoju weszło jeszcze sześciu przystojnych mężczyzn-Wy też postanowiliście mnie odwiedzić?
     -No ba.-uśmiechnął się brunet, który był najwyższy z całej grupy. Czyli to było Infinite? Grupa, którą miał rozsławić nasz duet. Musiałem przyznać, że wyglądali całkiem przyzwoicie i cieszyli ludzkie oczy, jeśli wypada mi się tak wyrazić. Ale miałem takie dziwne wrażenie, że gdzieś już kilku z nich widziałem... Tylko gdzie? Hmm... Pomyślmy. Wytwórni SM Entertainment raczej nie zaszczycili swoją obecnością, ponieważ należeli do Woolim. W apartamentowcu, w którym mieszkam również nie przypominam sobie ich obecności... Wiem! M2 Club! Oczywiście. Kto przytrzymywał Nama, żebym mógł uciec, kiedy próbował wymierzyć mi cios po dobieraniu się do mnie? Jego koledzy ma się rozumieć. Wcześniej nie zauważyłem jednak, że to takie ciacha. Gdybym nie był obecnie w bardzo szczęśliwym i buchającym uczuciem związku pociekłaby mi ślinka, ale niestety w tej sytuacji nie wypadało mi zachowywać się jak jakaś zdesperowana nastolatka.