wtorek, 4 sierpnia 2015

JongKey-Look At Me rozdział 58

Rany, strasznie was przepraszam! Problem z internetem, nie miałam jak wstawić ;-;
Dziękuję wam za komentarze, mimo iż je wyprosiłam >.< no nie ważne, najbardziej pobudziła mnie do pisania Wajlet, ale to nie znaczy, że reszta komentarzy nie podziałała, bo owszem podziałała! Jeszcze raz bardzo dziękuję! Kolejna wiadomość jest taka, że wszystko przemyślałam i po 60 rozdziale porzucam bloga, a "Cold Man" przywracam do wersji roboczych. Planuję jednak dodać kilka dodatków do "Look At Me" za 2 może 3 miesiące. Będę za wami tęsknić, ale prowadzenie bloga jest dla mnie po prostu zbyt uciążliwe :(   


"Nie ma mowy", "Nie zgadzam się", "Zostaje w domu". Zdania z rozmowy rodziców na parterze, które były tak głośne, że słyszałem je nawet w swoim pokoju zupełnie nie zapowiadały happy endu, mimo iż zdążyłem już kilka minut wcześniej zapewnić o nim Jjonga. Nie zamierzałem jednak tracić nadziei i postanowiłem zaufać mamie. Była absolutnie pewna tego, że potrafi przekonać ojca, a przynajmniej tak mi się wydawało. W końcu oddała mi nawet mój telefon i powiedziała, że wkrótce wrócę do Seulu. To musiało przecież coś znaczyć! Naprawdę dobrze jest mieć kogoś po swojej stronie. W sumie kiedy tak leżałem przez dłuższy czas na łóżku nie spuszczając wzroku z sufitu, w pewnym momencie zaczęły mnie nachodzić pewne myśli, a mianowicie chyba zacząłem żałować, że jestem gejem. To było dziwne i zdarzyło mi się pierwszy raz w życiu. Jednak dlaczego miałem żałować? Przecież to nie był mój wybór! Nigdy nie dostałem w tej sprawie wolnej woli. Po prostu taki się urodziłem. To zupełnie jak z płcią. Albo rodzisz się dziewczynką, albo chłopcem. Albo hetero, albo homoseksualistą. Czasami mogła się zdarzyć również mieszanka, ale zupełnie nie o to mi chodziło.
     -I jak?-zapytałem kobietę, która pół godziny później stanęła w drzwiach mojego pokoju.
     -Spokojnie, jeszcze zmięknie.-usiadła obok mnie na łóżku, po czym delikatnie się zaśmiała.
     -Dlaczego się śmiejesz?-zapytałem zdziwiony. Przecież w sytuacji, w której się znaleźliśmy nie było nic zabawnego! Zupełnie nie miałem pojęcia, dlaczego moja mama była taka zrelaksowana i niczym się nie przejmowała. Ja przez cały czas rwałem sobie włosy z głowy! No może nie tak dosłownie, tylko w przenośni. Musiałem przecież zachować swój dobry wygląd dla Jjonga.
     -Twój ojciec im jest starszy tym bardziej uparty i głupi.-stwierdziła, na co i ja lekko się uśmiechnąłem.
     -Jaki był, kiedy się poznaliście?-zapytałem ciekawy.
     -Hmm...-zamyśliła się przez krótką chwilę-Taki jak Jonghyun.
     -To znaczy?-spojrzałem na pięćdziesięciolatkę.
     -Był gentlemanem. Jednak potrafił czasami być bad boyem, jak to mówi wasze pokolenie.-zachichotała-Więc uważaj.-wyciągnęła palec wskazujący w moją stronę-Jonghyun może być w przyszłości taki sam jak ojciec.-puściła do mnie oczko.
     -Co?-wytrzeszczyłem oczy-Mamo! Nawet tak nie żartuj!-jęknąłem.
     -Dobrze, dobrze.-machnęła ręką-Ale dlaczego akurat on?
     -Hm?-nie zrozumiałem pytania.
     -Dlaczego akurat Jonghyun?-powtórzyła.
     -Nie wiem.-wzruszyłem ramionami.
     -Gdyby nie odwzajemniał twoich uczuć, to zniszczyłoby długoletnią przyjaźń.
     -Dlatego nic mu nie mówiłem.-zaśmiałem się na wspomnienie, gdy Bling przypadkowo dowiedział się o mojej miłości do niego.
     -Więc jak to wszystko się w ten sposób potoczyło?-mama spojrzała na mnie zaciekawiona.
     -Usłyszał moją rozmowę z Woohyunem.-wyznałem-Kiedy w końcu jakimś cudem mnie złapał powiedział mi, że czuje do mnie to samo.
     -Jak to złapał?-zdziwiona zmarszczyła brwi-Uciekałeś przed nim?-wytrzeszczyła oczy, po czym wybuchnęła śmiechem.
     -Przez połowę Seulu.-również zacząłem się śmiać.
     -Oj, Kibum.-wytarła łzę, która pojawiła jej się ze śmiechu w kąciku oka.
     -Nie miałem innego wyjścia!-wytłumaczyłem szybko.
     -A w ogóle to kto to ten Wonhyun?-zapytała po chwili.
     -Woohyun.-poprawiłem ją-Mój najlepszy przyjaciel.
     -Czy to ten chłopak, z którym teraz śpiewasz w duecie?
     -Tak.-pokiwałem głową.
     -Właśnie miałam cię o niego zapytać!-krzyknęła podekscytowana, mimo iż nie była już nastolatką-Wszystkie osiedlowe ajummy mnie o niego wypytywały.
     -O Woohyuna?-zdziwiłem się.
     -Mógłbyś załatwić kilka autografów, skoro to twój przyjaciel?
     -Mogę go tu nawet przywieźć.-uśmiechnąłem się.
     -Wow. Mój syn jest naprawdę super!-powiedziała, a następnie mocno mnie do siebie przytuliła.
     -No przecież.-odgarnąłem niewidoczne włosy z ramienia.
     -I jaki skromny!-zaśmiała się.
     -Oczywiście! Skromność to moja największa zaleta!
     -Kochanie.-w drzwiach zupełnie niespodziewanie pojawił się mężczyzna zwracając się do swojej żony-Daj mi porozmawiać z Kibumem.
     -Ee...-mama wyglądała na nieźle zdziwioną-W porządku.-powiedziała, po czym skierowała się powolnym krokiem w stronę wyjścia z mojego pokoju-Na pewno powinnam wyjść?-zawahała się w ostatniej chwili.
     -Poradzę sobie, mamo.-uśmiechnąłem się do niej dając do zrozumienia, że może wyjść.

poniedziałek, 20 lipca 2015

JongKey-Look At Me rozdział 57

Więc. Na początku wybaczcie za dzień opóźnienia :/ 
Kolejna sprawa... Naprawdę nie chcę na was nic wymuszać, ale proszę was o komentowanie. Zostały tylko 3 rozdziały do napisania, a ja naprawdę ani nie mam specjalnej ochoty na pisanie, ani motywacji, nic. Kiedyś wasze komentarze nie były mi aż tak potrzebne (mimo iż bardzo się z nich cieszyłam), ponieważ miałam dużo weny i byłam pełna zapału. Teraz jednak potrzebuję waszego wsparcia, bo naprawdę nie zostało już wiele, a ja potrzebuję mocnego kopa. Z góry dziękuję! :*
Przepraszam również za długość, ale tak jak powiedziałam musicie mi odrobinę pomóc...




     -Napisz do Jonghyuna i powiedz mu, że niedługo wrócisz.-uśmiechnęła się delikatnie.
     -Co z tatą?
     -Nie martw się, spróbuję go przekonać. Mimo iż sama nie jestem do końca przekonana. Jedyne na czym mi zależy to po prostu twoje szczęście.-pogłaskała mnie po głowie, a ja automatycznie mocno ją przytuliłem-Zaraz przyniosę ci coś do jedzenia. Jak mogłeś nie jeść przez trzy dni?
     -Jestem strasznie głodny.-przyznałem.
     -Zaczekaj chwilę, już idę.-poderwała się szybko do góry i skierowała ku drzwiom, za którymi po chwili zniknęła. Spojrzałem na mój telefon uśmiechając się jak Onew do kurczaków, a następnie podjąłem próbę włączenia go. Niestety po całym tym czasie z dala ode mnie był już zupełnie rozładowany. Czy miałem ładowarkę? Nie ja pakowałem swoją walizkę, a osoba, która to robiła skupiła się jedynie na najważniejszych rzeczach, więc odpowiedź brzmiała "nie". No super. Byłem jak jaskiniowiec przed wynalezieniem ognia. Posiadałem zwierzynę, ale nie miałem niczego, dzięki czemu mógłbym ją przyrządzić, więc i tak byłem skazany na głodowanie. Jednak ja to ja, a jaskiniowiec prawdopodobnie zjadłby mięso na surowo. Mi nie wypadało. I przecież nie będę jadł własnego telefonu! Mimo iż nie o to w tym wszystkim chodziło.
     -Jedzenie!-mój nos nagle zaczął wyczuwać zbliżający się i tym samym narastający zapach Bulgogi-Mięso!-wstałem gwałtownie, po czym zacząłem niebezpiecznie wolnym krokiem zbliżać się do wejścia do mojego pokoju. W tym momencie chyba naprawdę nie tylko przypominałem jaskiniowca, a po prostu nim byłem.
     -Kibum, usiądź.-poleciła mi mama, a ja bez żadnych zbędnych oporów, które mogłyby jedynie opóźnić skosztowanie dania opadłem na ciemne obrotowe krzesło stojące przy biurku, na którym kobieta postawiła miskę-Smacznego.-pogłaskała mnie po głowie, a ja zacząłem połykać kawałki wołowiny w całości, nie zawracając sobie głowy takimi duperelami jak gryzienie-Spokojnie, nie zabiorę ci.-zaśmiała się.
     -Po prostu jest pyszne!-ukazałem jej moją rozanieloną twarz.
     -Jedz ile tylko dasz radę.-powiedziała-Kontaktowałeś się już z Jonghyunem?-zapytała po chwili.
     -Telefon jest rozładowany.-jakimś cudem udało mi się wypowiedzieć z buzią pełną ryżu.
     -W sumie nie wzięłam twojej ładowarki.-zamyśliła się na chwilę-Ale możliwe, że mój telefon ma takie samo wejście jak twój.
     -To ty masz smartfona?-wytrzeszczyłem oczy.
     -Oczywiście.-wzruszyła ramionami-Inaczej nie mogłabym grać w SM SUPERSTAR.
     -Mamo, kocham cię.-pokręciłem głową w niedowierzaniu i radości zarazem.

Podłączyłem ładowarkę do kontaktu tak szybko jak tylko się dało, po czym położyłem się na łóżku klepiąc się po brzuchu. Jak dobrze jest być najedzonym do syta. Tego właśnie było mi trzeba. Włączyłem telefon i od razu otworzyłem aplikację Kakao Talk. Nie musiałem szukać Jonghyuna zbyt długo, więc od razu do niego napisałem. Nie chodzi rzecz jasna o to, że mam mało znajomych na tym messengerze, co to to nie. Po prostu Jonghyun i Woohyun jako jedyni są w kategorii "ulubione", żebym zawsze mógł szybko znaleźć ich profile.

     "Hej, Jjongie~^^"
     "Bummie? Skąd masz telefon? O.o"
     "Mama mi go przed chwilą oddała."
     "To znaczy... że nie ma nic przeciwko naszemu związkowi?"
     "Zaakceptowała nas :) Teraz rozmawia z ojcem i trochę się szczerze mówiąc obawiam :/"
     "Mam nadzieję, że wszystko będzie w porządku"
     "Mama powiedziała, że będę mógł wrócić do Seulu :D"
     "Naprawdę? Kiedy??"
     "Niedługo!"
     "To świetnie!*-* Nie mogę się już doczekać. Tęsknię :("
     "Zaczekaj jeszcze trochę. Ja też strasznie tęsknię!"

czwartek, 16 lipca 2015

JongKey-Look At Me rozdział 56

Ehh... Powiem prosto z mostu. Średnio podoba mi się ten rozdział. Mam wrażenie, że to jeden wielki bałagan, a wena znowu zaczyna mnie powoli opuszczać O.o





     -Już w porządku, Bummie.-odwzajemnił uścisk i zaczął gładzić mnie czule po plecach-Jedyne o czym musisz pamiętać to to, że cię kocham i zawsze będę. Nikt nas nie rozdzieli. Obiecuję.
     -Ja też cię kocham, Jjong.-powiedziałem, po czym wtuliłem się w niego jeszcze mocniej, a on złożył motyli pocałunek na moich ustach. Zdziwiło mnie to jaki był delikatny, gdyż zwykle całujemy się z większą ilością emocji, że się tak wyrażę. Nie przeszkadzało mi to jednak, ponieważ lubiłem od czasu do czasu zmienić trochę repertuar i skosztować czegoś nowego-Muszę już iść.-oderwałem się od niego niechętnie po pewnym czasie.
     -Tak szybko?-jęknął zawiedziony-Dopiero przyszedłeś.
     -Mój ojciec powiedział, że jak zaraz nie wrócę to po mnie przyjdzie.-uśmiechnąłem się blado, mimo iż tak naprawdę nie widziałem w tym żadnej groteski.
     -Spotkamy się jeszcze?-spojrzał na mnie niczym mały smutny szczeniaczek.
     -Oczywiście, że tak.-pogładziłem jego policzek wierzchem swojej dłoni. Nie miałem pojęcia, czy będziemy mogli normalnie lub w ukryciu się widywać, ale "NIE" po prostu nie przeszłoby mi przez gardło. Mało tego, słowo to nie miało nawet żadnej szansy, aby dostać się do mojej głowy. Całym sercem miałem nadzieję, że wszystko będzie dobrze i skończy się happy end'em. Pięćdziesięciolatek co prawda powiedział, że już nigdy więcej nie zobaczę Jonghyuna, ale przecież stałem właśnie wtulony w jego ciepłe ciało i patrzyłem w jego głębokie brązowe oczy. Chyba jednak niemożliwe może stać się możliwe.
Po występie w programie Hello Counselor, tata od razu przywiózł mnie z powrotem do domu w Daegu. Nie byłem tym faktem zbytnio zachwycony, ale przecież i tak doskonale wiedziałem, że tak właśnie miało być. Wszedłem po schodach na górę kierując się do mojego pokoju, po czym od razu rzuciłem się na łóżko z braku siły do zrobienia czegokolwiek. Nie powiem, czułem się o wiele lepiej po spotkaniu z Jonghyunem. Nie było to jeszcze do końca to, czego chciałem, ale na razie musiało wystarczyć. Miałem przeczucie, że szybko niestety nie wrócę do Seulu na stałę. Za mój brak energii odpowiedzialny był akurat głód, który nasilił się jeszcze bardziej. Niby mogłem zjeść coś w garderobie, ale jakoś nie miałem na to czasu. Stylistki i makijażystki nie odstępowały mnie nawet na krok próbując zdziałać cuda w bardzo krótkim czasie. A z resztą może to i lepiej, jeśli trochę pogłoduję. Przecież od razu nie umrę, a za to mogę uzyskać wiele korzyści. Jeśli zasłabnę i będę musiał pobyć trochę w szpitalu, może rodzice w końcu zrozumieją jak strasznie jest mi źle. Plan był wcale nie lepszy od wymyślonego przez ucznia szkoły podstawowej, który próbuje się rozchorować, aby nie iść do szkoły, ale cóż. Trzeba przyznać, że pomysł jest dobry i szanse na sukces również wysokie.

~2 dni później~

Leżałem na łóżku przypatrując się małej plamce na suficie już od kilku godzin i powoli zaczynałem mieć deja-vu. Co robiłem w ciągu tych dwóch dni? W sumie nie za dużo. Leżałem, wychodziłem czasami do łazienki, znowu leżałem. Również od przyjazdu do domu nie tknąłem żadnego jedzenia, mimo iż mama chciała nawet próbować karmić mnie na siłę. Głowa bolała mnie już niemiłosiernie, ale nie miałem zamiaru się poddawać. Jakim cudem w ogóle jeszcze nie zasłabłem ani nie zemdlałem? Może to wina tego, że wciąż tylko leżałem? No bo jak miałem upaść? Z tej pozycji nie było przecież sposobu! Podniosłem się gwałtownie do góry, po czym poczułem nagłe pulsowanie w skroniach. Przyjemne uczucie to to nie było, ale jak na razie najprzyjemniejsze, co mnie spotkało. Wstałem powoli z łóżka mając wrażenie, że cały świat wokół mnie wiruje. Zupełnie jakbym kręcił się na karuzeli w wesołym miasteczku, nawet miałem ochotę zwymiotować. Jedyną przeszkodą ku temu był jednak fakt, iż od trzech dni nie miałem niczego w ustach. Kiedy usłyszałem pukanie do drzwi natychmiast odwróciłem się w ich stronę powodując zachwianie słabej równowagi oraz głośny upadek na podłogę, który sprawił, że kobieta bez wahania wparowała do pomieszczenia.
     -Kibum, dziecko drogie!-krzyknęła przerażona, po czym od razu do mnie podbiegła-W porządku?-zaczęła desperacko błądzić dłońmi po mojej bladej twarzy-W ten sposób wylądujesz w szpitalu! Opamiętaj się!
     -W porządku.-odepchnąłem jej ręce, próbując się podnieść. Niestety nie miałem jednak na to wystarczająco dużo siły, więc ewentualnie byłem zmuszony do przyjęcia jej pomocy.
     -Dlaczego ty to robisz?-jęknęła płaczliwie usadzając mnie na łóżku i siadając obok mnie.
     -Bo dlaczego by nie?-wzruszyłem ramionami-Nie mam ostatnio wielu powodów do życia.
     -Dziecko, nie mów takich rzeczy!-potrząsnęła moim ramieniem.
     -Kiedy to prawda!-krzyknąłem czując jak po policzku ścieka mi łza-Ja go kocham. Wiesz jak to jest mieć świadomość, że możesz już nigdy nie zobaczyć najbliższej ci osoby? To boli! Tak bardzo boli...-jęknąłem, po czym rozpłakałem się już na dobre-Jak możecie być tak samolubni i pozbawiać mnie szczęścia?-spuściłem głowę, słysząc jej westchnienie.
     -Masz rację.-ujęła moją dłoń w swoje-Jestem okropną matką. Nigdy nie sądziłam, że będę w stanie wyrządzić mojemu dziecku taką krzywdę.
     -Mamo...-szepnąłem, gdyż widok płaczącej kobiety zupełnie mnie rozmiękczył.
     -Weź to.-wyjęła z kieszeni swojej kremowej sukienki mój telefon.
     -Oddajesz mi telefon?-wytrzeszczyłem oczy.
     -Napisz do Jonghyuna i powiedz mu, że niedługo wrócisz.-uśmiechnęła się delikatnie.
     -Co z tatą?
     -Nie martw się, spróbuję go przekonać. Mimo iż sama nie jestem do końca przekonana. Jedyne na czym mi zależy to po prostu twoje szczęście.-pogłaskała mnie po głowie, a ja automatycznie mocno ją przytuliłem-Zaraz przyniosę ci coś do jedzenia. Jak mogłeś nie jeść przez trzy dni?

poniedziałek, 13 lipca 2015

JongKey-Look At Me rozdział 55

Dzisiaj trochę później, wybaczcie :*



     -Ubieraj się, Kibum. - mój ojciec wparował do pokoju zanim mama zdążyła go w ogóle opuścić.
     -Wychodzimy gdzieś?-podniosłem zdziwiony opartą na kolanach głowę do góry.
     -Tak.-odparł krótko.
     -A może raczyłbyś powiedzieć mi gdzie?-przewróciłem oczami zirytowany jego bezpodstawną tajemniczością. Nie mógł powiedzieć od razu? Miałem dopytywać się wszystkiego z osobna?-Nie mam ochoty nigdzie iść.-oznajmiłem. Nie wystarczyło mu, że przywiózł mnie do Daegu wbrew mojej woli? Widocznie chyba nie, gdyż teraz wydawało mu się, że będę wykonywał wszystkie jego prośby i polecenia. Problem jednak tkwił w tym, że on mnie nigdy nie prosił. Zawsze tylko mi rozkazywał i oczekiwał posłuszeństwa jak od psa. A z resztą nie byłem specjalnie przekonany co do tej wycieczki. To wydawało mi się co najmniej dziwne. No bo gdzie moglibyśmy iść lub jechać? Pierwsza opcja to taka, że rodzice zamierzają zamknąć mnie w jakimś zakładzie, który magicznie wyleczy moją "chorobę", a druga to po prostu jakieś egzorcyzmy w lokalnej parafii. Nic innego nie przychodziło mi do głowy, ale byłem niemal pewien, że którąś z tych opcji mieli zamiar mnie obdarzyć.
     -Zapomniałeś, że jesteś idolem? Twój menadżer do mnie dzwonił. Masz dzisiaj występ w jakimś programie na BBS.-wyjaśnił.
     -KBS.-poprawiłem nazwę kanału telewizyjnego. No proszę, tego się nie spodziewałem. Kto by pomyślał, że tak szybko wrócę do Seulu? Obawiałem się jednak, iż niestety nie będę mógł tam zostać. A co jeszcze gorsze na pewno nie będzie żadnej okazji na spotkanie Jonghyuna.
     -Wszystkie brzmią tak samo.-podsumował-Lepiej się pospiesz. Masz tam być za cztery godziny, a sam dojazd zajmie trzy.
     -Pojadę z wami.-powiedziała kobieta, która przez cały czas stała przy drzwiach.
     -Nie ma takiej potrzeby.-zwrócił się do niej pięćdziesięciolatek łagodnym głosem. Całe szczęście, że przynajmniej jej nie traktował jakby była zwykłym śmieciem, gdyż tego na pewno nigdy bym mu nie wybaczył. Mama zawsze była dla mnie dobra i dawała mi dużo wsparcia. Wiedziałem, że tym razem również tak będzie. Musiała po prostu tylko trochę ochłonąć i powoli przyzwyczaić się do faktu, że jej jedyny syn kocha mężczyznę.
     -Zejdę za pół godziny.-powiedziałem, próbując dać im do zrozumienia, żeby zostawili mnie samego. Chyba zrozumieli mój przekaz,  gdyż już po chwili wyszli z mojego pokoju zamykając za sobą drzwi. Nie wiedziałem czy tyle czasu wystarczy mi na ogarnięcie się, gdyż prawdopodobnie wyglądałem jak zombie. Nadal również miałem na sobie jedynie bokserki, w których przyjechałem do mojego rodzinnego domu. Starając się za wiele nie myśleć wyrzuciłem na łóżko całą zawartość walizki, która stała tuż przy moim łóżku, po czym zacząłem przebierać w ubraniach. Za dużego wyboru nie miałem, ponieważ moja rodzicielka spakowała mi jedynie najmniej rzucające się w oczy ubrania, więc postanowiłem założyć czarne obcisłe rurki oraz czarny T-shirt z napisem "Super Junior". Tak, kiedyś byłem fanem. Musiałem jednak spiąć się i przestać piszczeć za każdym razem, kiedy widziałem Donghae. Debiut jednak do czegoś mnie zobowiązywał. A miałem przez to na myśli dbanie o swój imidż. Również teraz nie powinienem pozwolić, aby na moim wizerunku powstała jakaś plama. Dlatego właśnie musiałem jak najszybciej zrobić coś z tymi czerwonymi oczami i zapuchniętą twarzą. O mój zwykły ubiór się nie martwiłem, ponieważ wiedziałem, że stylistka Toheart na pewno się mną zajmie, gdy dotrę w końcu na miejsce.

     -W końcu jesteś, MyBum.-Woohyun przytulił mnie na powitanie, kiedy tylko przekroczyłem próg naszej garderoby-Dzień dobry.-przywitał się z moim ojcem, który wszedł do pomieszczenia tuż za mną. Nasze powitanie chyba niezbyt mu się spodobało, jednak najwidoczniej postanowił nie zwracać na to uwagi i kiwnął w odpowiedzi głową. Tak się zabawnie złożyło, że wszędzie za mną chodził i nie miał zamiaru spuścić mnie z oczu nawet na chwilę. Rany, naprawdę mi nie ufał. W sumie to nawet mu się nie dziwiłem-Jonghyun opowiedział mi sytuację.-szepnął mi do ucha chłopak, kiedy mężczyzna skupił się na stoliku z przekąskami.
     -Masakra, no nie?-przeczesałem dłonią aksamitne blond włosy.
     -No trochę.-przyznał.
     -Kiedy się z nim widziałeś?-zapytałem cicho tak, aby nie zwrócić na siebie uwagi mojego czujnego ojca.
     -Przed chwilą.
     -Jest tu?-wytrzeszczyłem oczy.
     -Czeka na ciebie w łazience.-uśmiechnął się jednoznacznie, a ja od razu walnąłem go w ramię.
     -Jak to w łazience?-zdziwiłem się.
     -Poprosił mnie, żebym ci powiedział.-wzruszył ramionami.
     -To dlaczego dopiero teraz mi mówisz?-nakrzyczałem na niego szeptem-Tato!-zwróciłem się do pięćdziesięciolatka-Muszę iść do toalety.
     -Pójdę z tobą.-stwierdził.
     -I może wejdziesz ze mną do jednej kabiny?
     -Na pewno nie idziesz spotkać się z Jonghyunem?-zmarszczył brwi.
     -A co on miałby tu robić?-przewróciłem oczami niczym zawodowy aktor.
     -Nie siedź tam za długo, bo po ciebie pójdę.-ostrzegł mnie, po czym podekscytowany wyszedłem z garderoby kierując się do pomieszczenia, w którym czekał na mnie mój chłopak. Próbowałem chociaż odrobinę hamować swoje emocje, ale kiedy poczułem, że nie mogłem już dłużej wytrzymać zacząłem biec, aby skrócić czas oczekiwania. Po kilku sekundach wpadłem do łazienki niczym burza, zderzając przy tym z Blingiem i mocno go obejmując.
     -Już w porządku, Bummie.-odwzajemnił uścisk i zaczął gładzić mnie czule po plecach-Jedyne o czym musisz pamiętać to to, że cię kocham i zawsze będę. Nikt nas nie rozdzieli. Obiecuję.
     -Ja też cię kocham, Jjong.-powiedziałem, po czym wtuliłem się w niego jeszcze mocniej.

piątek, 10 lipca 2015

JongKey-Look At Me rozdział 54




Leżałem na niewielkim łóżku w swoim starym pokoju nie spuszczając wzroku z sufitu już od kilku godzin. Jak się czułem? W sumie sam nie miałem do końca pewności. Powinienem być wściekły, smutny i zawiedziony w tym samym czasie, a tymczasem nie czułem nic. Miałem wrażenie, jakby ktoś wyssał ze mnie całą duszę, pozostawiając po tym jedynie pustkę, która miała wypełnić mnie całego. Ale jak pustka mogła sprawić, abym poczuł się pełen negatywnych emocji? Nie mogła nic zrobić, zupełnie tak samo jak ja. Z moich oczu przestały już lecieć łzy, ponieważ prawdopodobnie pozbyłem się ich co do jednej, a w mojej głowie panował  wielki bałagan. Mimo iż patrzyłem wciąż w jeden punkt nadal nie mogłem się na niczym skupić. Ta rozłąka z Jjongiem jest jednym z najgorszych przeżyć w moim życiu. Nawet okres, w którym myślałem, że zupełnie nie odwzajemniał moich uczuć nie mógł równać się z obecną sytuacją. Dlaczego? Ponieważ wtedy wszystko zależało ode mnie. Mogłem wyznać Jonghyunowi swoje uczucia, kiedy tylko miałem na to ochotę. Inna sprawa to, że zbyt bardzo bałem się odrzucenia, poniżenia i straty najbliższej mi osoby. Teraz jednak wiedziałem, że on również mnie kocha. Byłem z tego powodu naprawdę szczęśliwy i czułem, że mogę przenosić góry chociażby samą siłą umysłu. To bolało najbardziej. Wiedziałem doskonale jak blisko jest moje szczęście oraz wiedziałem nawet jak po nie sięgnąć, jednak ktoś za wszelką cenę próbował pokrzyżować moje plany. Nic już nie zależało ode mnie i to było w tym wszystkim najgorsze. Czułem się jak marionetka, którą ktoś wciąż manipuluje dla własnych korzyści. Oczywiste jest, że mój ojciec zachowywał się w ten sposób, ponieważ jego największym marzeniem było zobaczenie mnie w czarnym garniturze na ślubnym kobiercu u boku jakiejś koreańskiej piękności, a potem rozpieszczanie gromadki swoich wnucząt. Nie mogłem go za to winić i nawet nie zamierzałem, ale dlaczego musiał spełniać swoje marzenia moim kosztem? Nie liczyło się to, czego ja chciałem? Przecież nie musiałem się żenić, aby być ojcem. Razem z Jonghyunem moglibyśmy zaadoptować jedno dziecko lub dwójkę. W tych czasach coraz więcej par homoseksualnych się tego podejmowało, więc my też moglibyśmy spróbować. Oczywiście jeszcze nie teraz, ale kiedy będziemy już w odpowiednim wieku nic nie będzie stało na przeszkodzie.
"To ostatni raz, kiedy go widzisz" rozbrzmiało nagle w mojej głowie, a ja gwałtownie zacisnąłem powieki, jakby miało mnie to ochronić przed wszelkim złem i utratą szczęścia. Jedyne czego byłem w stu procentach pewien to to, że mój ojciec nigdy nie skrzywdziłby Jonghyuna. Nie był takim człowiekiem, który byłby do tego zdolny i dobrze o tym wiedziałem, przez co w chociaż jednej kwestii postanowiłem mu zaufać. Jednak... Czy to prawda, że już więcej się nie spotkamy? Przecież to niemożliwe! Jesteśmy w jednym zespole, którego popularność nadal bije rekordy, mimo że zadebiutowaliśmy już dawno temu. Mąż mojej mamy nie ma takiej mocy, która sprawiłaby, że SHINee mogłoby się rozpaść. A nawet jeśli by ją miał, i tak by mu się to nie udało. Lee Sooman nigdy na to nie pozwoli. Zarabiamy dla niego naprawdę spore sumy pieniędzy, więc rozpad grupy zupełnie by mu się nie opłacał. Dodatkowo mamy również ogromny fandom, w którym co trzecia osoba oddałaby za nas swoje własne życie. No cóż, chyba nie tak łatwo zniszczyć k-popowy boysband, jakby mogło się wydawać.
     -I nie wracaj tu.-usłyszałem nagle zdenerwowany głos mojego ojca, który z trzaskiem zamknął drzwi frontowe. Czyżby... Jonghyun? Przyjechał tu za mną? Wstałem gwałtownie z łóżka, a następnie rzuciłem się pędem w stronę okna, które wcale nie było daleko od mojego posłania, gdyż błękitne ściany pomieszczenia były postawione blisko siebie powodując, że powierzchnia pokoju nie była zbyt duża. Widok jednak miałem na szczęście dobry, ponieważ wychodził na ulicę przed domem, a nie ogród po drugiej stronie budynku, dzięki czemu mogłem zobaczyć na drodze czerwone Porsche chłopaka, przy którym akurat stał. Na początku mnie nie zauważył, ale już po chwili patrzyliśmy sobie w oczy z dość dużej odległości, mając na uwadze, że mój pokój mieścił się na pierwszym piętrze jednorodzinnego domu. Pomachałem mu delikatnie, na co od razu się uśmiechnął. Jego widok naprawdę bolał. Chciałem wybiec z budynku i rzucić mu się w ramiona lub po prostu wyskoczyć przez okno, ale wiedziałem, że żadna z tych opcji nie była możliwa. Oparłem się plecami o miejsce na ścianie tuż obok okna, po czym zjechałem po niej powoli w dół.
     -Kibum.-drzwi pomieszczenia nagle uchyliły się, a do środka weszła mama-Zrobiłam ci kanapki.
     -Nie jestem głodny.-skłamałem. Prawda była taka, że nie włożyłem niczego do ust przez cały dzień, a zbliżała się już powoli pora kolacji. Byłem strasznie głodny, ale zupełnie nie byłem w nastroju na spożywanie pokarmu. Z drugiej strony nie chciałem również niczego, co pochodziło od moich rodziców. Skoro tak bardzo mnie skrzywdzili, jak mogą jeszcze oczekiwać, że cokolwiek od nich przyjmę?
     -Proszę cię, musisz coś jeść.-położyła talerz na stojącym przy wejściu biurku z ciemnego drewna, przy którym kiedyś odrabiałem lekcje, po czym niepewnie do mnie podeszła.
     -Nie mam ochoty.-odpowiedziałem chowając twarz w kolanach, które objąłem swoimi rękami.
     -Kochanie.-położyła dłoń na moim ramieniu, jednak ja natychmiast ją zrzuciłem-Proszę cię, Kibum. Nie zachowuj się w ten sposób.
     -Więc może poinstruujesz mnie jak powinienem się zachowywać?-spojrzałem na nią lodowatymi oczami.
     -Przecież robimy to dla twojego dobra!-wyjaśniła.
     -To nie jest moje dobro, tylko wasze.-odparłem-Robicie to w szczególności dla siebie i w ogóle nie myślicie o moich uczuciach.
     -Chcemy, żebyś był szczęśliwy. Żebyś się ożenił i miał dzieci.
     -A co jeśli mogę być szczęśliwy tylko przy Jonghyunie?-zapytałem ciekaw jej reakcji.
     -Jesteś tego pewien?-odpowiedziała pytaniem na moje pytanie.
     -Mamo, ja naprawdę nie jestem hetero, ani biseksualny. Interesują mnie tylko chłopcy.-wytłumaczyłem.
     -Nigdy nie pokochasz dziewczyny?
     -Ani innego chłopaka. Chcę tylko Jonghyuna.-położyłem policzek na kolanach wbijając wzrok w ścianę, która znajdowała się po przeciwnej stronie niż kobieta.
     -Przemyśl to jeszcze.-poprosiła, po czym skierowała się w stronę drzwi.
     -Nie mam o czym mysleć.-odpowiedziałem-Nie mogę przecież zmienić swojego serca.

wtorek, 7 lipca 2015

JongKey-Look At Me rozdział 53

Tak jak obiecałam dodaję kolejny rozdział^^ Miłego czytania! :D




     -Kibum, dziecko! Co ty wyprawiasz?!-obudził mnie nagle znajomy głos, po czym niepewnie otworzyłem oczy widząc obok mnie anielską twarz Jonghyuna, który jeszcze spał. Ale chwila. Ten głos należał do...
     -Mama?-wytrzeszczyłem gwałtownie oczy, po czym jak oparzony odskoczyłem natychmiast jak najdalej od mojego chłopaka, powodując tym bolesny upadek na podłogę-Co wy tutaj robicie?-przylgnąłem plecami do zimnej ściany, kiedy w progu zupełnie nieoczekiwanie pojawił się również mój ojciec-Jak tu weszliście?
     -Mamy klucz do twojego apartamentu.-wytłumaczył mi mężczyzna szorstkim głosem.
     -Czy to Jonghyun?-zapytała rodzicielka, która nadal chyba nie potrafiła wyjść z szoku po tym, co właśnie zobaczyła. Oczywiste jest, że znała go od dziecka, gdyż kiedyś bardzo często przychodził do naszego domu, ale raczej nigdy nie przeszłoby jej przez myśl, że mogłaby zastać nas razem w łóżku.
     -T-tak.-wydukałem.
     -Bummie, czemu jesteś tak głośno?-Jjong zaczął wodzić dłonią po mojej stronie łóżka, jednak gdy w końcu zorientował się, że wcale nie było mnie na materacu otworzył oczy, po czym podniósł się do siadu.
     -Dzień dobry, Jonghyunie.-przywitała się moja mama. W jej głosie nie słychać jednak było niczego, co mogłoby wskazywać na dobrze zapowiadający się dzień.
     -Dzień...-zaczął Bling, którego oczy prawie wypadły z orbit pod wpływem zdziwienia.
     -Daruj sobie.-uciął mąż kobiety-Niech ktoś mi wytłumaczy co się tu dzieje.-zażądał-Najlepiej ty.-wskazał palcem w moją stronę.
     -My...-przełknąłem głośno ślinę. Powinienem przyznać się do tego, że jesteśmy razem? Chyba tak, ale nie miałem jednak co do tego stu procentowej pewności.
     -Jesteśmy razem.-skończył za mnie Jjong, który dostał najwidoczniej nagły zastrzyk odwagi.
     -Słucham?-zaśmiał się pięćdziesięciolatek, mimo iż tak naprawdę wcale do śmiechu mu nie było-Jak to jesteście razem? To ma być jakiś żart?
     -To prawda.-powiedziałem-Kocham go.
     -Dziecko, ty nie wiesz co mówisz.-zabrała głos kobieta.
     -Nie wyrażam na to zgody.-oznajmił mój ojciec.
     -Nie potrzebuję twojej zgody. Jestem pełnoletni.-starałem się patrzeć na niego przez cały czas, aby pokazać mu, że wcale się go nie bałem i nie miałem zamiaru go słuchać. Prawda była jednak odrobinę inna. Strasznie się bałem, ponieważ jeszcze nigdy nie przegrał żadnej kłótni i zawsze stawiał na swoim.
     -Jesteś moim synem i twoim obowiązkiem jest się mnie słuchać niezależnie od tego ile masz lat.-podsumował, a ja zacząłem powoli wątpić w to, że tym razem mógłbym wygrać. Nie miałem zamiaru się jednak poddać,  gdyż miałem o co walczyć. Mój wymarzony chłopak w końcu stał u mojego boku, a ja musiałem robić wszystko, co tylko w mojej mocy, aby nie dać mu odejść.
     -Nie możesz mnie do niczego zmusić.-zacisnąłem usta w wąską kreskę.
     -Tak myślisz?-uśmiechnął się sztucznie-To patrz.-powiedział, po czym podszedł do mnie szybkim krokiem i złapał mocno za ramię, które pod wpływem uścisku zaczęło mnie boleć.
     -Puść.-zacząłem się szarpać, jednak moje starania były na nic, gdyż mężczyzna był po prostu zbyt silny.
     -Niech pan go zostawi.-zażądał ostrym tonem Jonghyun-To go boli.
     -Ty już się lepiej nie odzywaj.-zwrócił się do mojego chłopaka, a następnie nakazał mamie spakować moje rzeczy i wyprowadził mnie siłą z apartamentowca. Dobrze, że była dopiero siódma rano, a na ulicach nie było żadnych tłumów. Nie obchodziło mnie to jak wyglądam. Rozczochrane włosy, czerwona od płaczu twarz oraz ciało okryte jedynie bokserkami było niczym w porównaniu do tego, co czuło moje serce. Jednak, gdyby ktoś zrobił mi w takim stanie jakieś zdjęcia, Lee Sooman na pewno byłby wściekły.
     -Zostaw mnie!-krzyknąłem, kiedy pięćdziesięciolatek agresywnie wrzucił mnie na tylne siedzenie niedużego granatowego samochodu.
     -To ostatni raz, kiedy go widzisz.-powiedział z gniewem w oczach, a następnie zatrzasnął drzwi tak, żebym nie mógł wyjść i usadowił się na fotelu kierowcy. Próbowałem je odblokować, ale jakimś dziwnym trafem nie mogłem. Waliłem w szybę pięściami, jednak to mi nic nie dawało. Szkło nie chciało się zbić, nikt mnie pewnie nie słyszał, a jakby tego było mało szyby na tylnych siedzeniach były przyciemniane, więc nikt nie mógł mnie również zobaczyć. W końcu czując, że i tak nie mogę nic zrobić opadłem bezsilnie na siedzenie zamykając oczy i próbując złapać oddech.
     -Spakowałam tak dużo jak zmieściło się do walizki.-oznajmiła mama, która właśnie wsiadła do auta-Po resztę wrócimy jutro.
     -Będziesz miał mnóstwo czasu na przemyślenie swojej głupoty. Wracasz do Daegu.-zarządził mężczyzna.
     -Daegu?-gwałtownie otworzyłem oczy.
     -Nie cieszysz się, że jedziesz do domu?-uśmiechnęła się delikatnie kobieta.
     -Ani trochę! Nigdzie nie jadę! Nawet nie ma mowy.-oburzyłem się.
     -Bardzo mi przykro, ale to jednak nie od ciebie zależy.-poinformował mnie pięćdziesięciolatek, a następnie zapalił samochód.

sobota, 4 lipca 2015

JongKey-Look At Me rozdział 52 [+18]

 Kurczę. Miałam dodać jutro, ale nie mogłam się powstrzymać ;-;  




     -Powiedz to.-przerwał nagle pocałunek.
     -Chcę cię tu i teraz, na tym fotelu.-sapnąłem patrząc mu głęboko w oczy i ocierając się o jego krocze.
     -Hmm... Kuszące, ale może następnym razem.-zaśmiał się.
     -Co masz przez to na myśli?-gwałtownie zaprzestałem robienia "malinki" na jego szyi. Czy on właśnie chciał przerwać nasze zbliżenie, po tym jak w końcu dał mi na nie nadzieję?
     -Na fotel, stół, prysznic, wannę i inne wymyślne miejsca przyjdzie jeszcze czas. To nasz pierwszy raz, więc powinniśmy zrobić to w sypialni.-pocałował mnie w nos, po czym wstał na równe nogi nadal trzymając mnie w swoich objęciach i skierował się w stronę pomieszczenia, w którym znajdowało się duże łóżko. Ułożył mnie na pastelowo różowej pościeli, a sam opadł na mnie tak delikatnie jakby bał się, że jego umięśnione ciało może zmiażdżyć moje. W chwili, kiedy nasze usta ponownie się tego wieczora złączyły, czułem się naprawdę szczęśliwy. Kochałem go przez tyle lat i myślałem, że byłem na straconej pozycji, a teraz tak po prostu mogłem go dotykać i całować, kiedy tylko miałem na to ochotę. To najwspanialsze uczucie, jakie tylko można sobie wyobrazić.
     -Dlaczego płaczesz?-Jjong wytarł samotną łzę, która spływała właśnie po moim policzku. Nawet nie zauważyłem, kiedy w ślady pierwszej poszła kolejna.
     -To ze szczęścia.-uśmiechnąłem się delikatnie, co starszy odwzajemnił, a następnie zaczął składać krótkie pocałunki wzdłuż mojej szyi. Uniósł się lekko w górę i jednym zwinnym ruchem ściągnął moją koszulkę odsłaniając tym samym mój blady płaski brzuch oraz niezbyt wyrzeźbione mięśnie. Próbowałem pomóc mu z jego koszulką, ale moje trzęsące się ręce stanowczo mi to uniemożliwiały, przez co Jonghyun postanowił samodzielnie uporać się ze swoim odzieniem i już po chwili czarny T-shirt z logo jakiegoś rockowego zespołu, którego nawet nie znałem leżał niedbale na podłodze.
     -Denerwujesz się?-zapytał troskliwie.
     -Boję się.-wyznałem szczerze.
     -Przecież to ty próbowałeś zaciągnąć mnie do łóżka, głuptasie.-zachichotał.
     -Po prostu bądź delikatny.-zamknąłem oczy-Proszę.
     -Obiecuję ci, że cię nie skrzywdzę.-powiedział, po czym położył się na mnie tak, że mogłem czuć na sobie jego idealne mięśnie. Wodził powoli ustami po moich obojczykach od czasu do czasu pomagając sobie językiem, a następnie zaczął schodzić coraz niżej poświęcając obu sutkom tyle samo uwagi. Ssał je oraz delikatnie lizał sprawiając, że z moich ust wydobywało się coraz więcej jęków rozkoszy. Rozpiął szybko mój rozporek oraz zwinnie ściągnął dżinsowe rurki, mimo iż były naprawdę wąskie, po czym zahaczył palcami o bokserki, które w równie ekspresowym tempie wylądowały po drugiej stronie pokoju. Świadomość, że jestem nagi uderzyła we mnie nagle z ogromną siłą powodując, że ukryłem w dłoniach swoją twarz, która była już czerwona pod wpływem intymnej atmosfery. Jedyne co w tym momencie podnosiło mnie na duchu to fakt, że w pokoju panował półmrok-Błagam, nie wstydź się mnie.-wyszeptał mi do ucha Jonghyun, a następnie zdjął powoli moje ręce z rumianych policzków-Jesteś piękny i nawet nie masz pojęcia jak bardzo muszę się powstrzymywać, aby to się za szybko nie skończyło.-powiedział, a ja widząc z jaką miłością w oczach na mnie patrzył poczułem jak wszelkie moje wątpliwości się ulatniają.
Westchnąłem ciężko, kiedy smukłe palce chłopaka bez żadnego ostrzeżenia zacisnęły się na mojej męskości, a już po chwili Jjong zaczął posuwać swoją dłonią w górę i w dół, sprawiając, że wiłem się pod nim jęcząc z rozkoszy, którą właśnie mi dawał. Nie trwało to długo, gdyż wkrótce biała substancja z mojego penisa wystrzeliła prosto na brzuch bruneta, a ja poczułem jak przez moje ciało przechodzi ogromna fala gorąca i przyjemności jakiej jeszcze nigdy nie czułem. Tak, zgadza się. To nie był nasz wspólny pierwszy raz jako para. To był w ogóle mój pierwszy raz i on doskonale o tym wiedział. Wolałbym, aby pierwszy stosunek Jjonga również był ze mną, ale co mogłem poradzić.
Zdjąłem powoli jego fabrycznie podarte spodnie oraz bokserki, które będąc na nim strasznie mi przeszkadzały, po czym również chciałem sprawić mu przyjemność taką jaką on mi, lecz ku mojemu zdziwieniu stanowczo mnie powstrzymał.
     -Nie dzisiaj. To twój wieczór.-pocałował mnie w czoło, a następnie zmienił obiekt swojego zainteresowania na usta, do których środka wtargnął nie czekając nawet na zaproszenie. W pewnym momencie poczułem jak na okolice mojego odbytu napiera członek Jonghyuna-Jesteś pewien, że tego chcesz?-zapytał widząc moją przerażoną minę, na co ja lekko pokiwałem głową-Powiedz mi, kiedy będziesz chciał, żebym przestał.-powiedział, po czym zaczął powoli wchodzić do mojego wnętrza. Kiedy zanurzył się już cały z moich oczu poleciały łzy, które kiedy zobaczył chciał natychmiast przestać, ale mu nie pozwoliłem. Ból był straszny, ale nie chciałem krzyczeć, aby jeszcze bardziej nie martwić Jjonga. Przecież to normalne, że pierwszy raz zawsze boli, a nawet dziwne byłoby gdyby nie bolał.
     -Zaraz będzie dobrze.-uśmiechnąłem się lekko, po czym poczułem jego wargi na swoich. Był bardzo delikatny i za wszelką cenę próbował odwrócić moją uwagę od nieprzyjemnego uczucia-Możesz zacząć.-szepnąłem, kiedy wydawało mi się, że już się przyzwyczaiłem do jego długości oraz grubości. Brunet nie kazał sobie dwa razy powtarzać i chwilę później wykonywał już wolne pchnięcia, co chwilę wchodząc do mojego wnętrza i z niego wychodząc. Po pewnym czasie zacząłem odczuwać przyjemność, na której opisanie nie potrafiłem nawet znaleźć odpowiednich słów. Było to coś o wiele lepszego od tego, co chłopak zafundował mi wcześniej swoją dłonią. Moje ciche jęki i urywane oddechy widocznie zachęciły go do szybszej i jeszcze głębszej penetracji, która sprawiła, że mocniej wypychałem w jego stronę swoje biodra, gdyż jedyne o czym mogłem teraz myśleć to to, że chciałem jeszcze więcej i więcej.
     -Nie powstrzymuj się, krzycz moje imię.-westchnął mi do ucha przygryzając płatek.
     -Jonghyun...-jęknąłem.
     -Głośniej.
     -Jonghyun!-krzyknąłem tak głośno na ile tylko było mnie stać zupełnie nie przyjmując się sąsiadami, kiedy chłopak znacznie przyspieszył, a mnie zalała kolejna tego wieczoru fala orgazmu. Jjong doszedł tuż po mnie, po czym zupełnie bez siły opadł na moją klatkę piersiową i schował swoją twarz w zagłębieniu mojej szyi składając w tym miejscu drobne pocałunki-Jj... ong-wychrypiałem.
     -Nic nie mów, Bummie.-powiedział czułym głosem, a następnie wyszedł ze mnie kładąc się obok i wtulając mnie w swoje nadal płonące od gorąca ciało-Idź spać, jesteś zmęczony.
     -Zostaniesz ze mną?-zapytałem z nadzieją.
     -Oczywiście, skarbie.-uśmiechnął się i pocałował czubek mojej głowy.

     -Kibum, dziecko! Co ty wyprawiasz?!-obudził mnie nagle znajomy głos, po czym niepewnie otworzyłem oczy widząc obok mnie anielską twarz Jonghyuna, który jeszcze spał. Ale chwila. Ten głos należał do...
     -Mama?-wytrzeszczyłem gwałtownie oczy, po czym jak oparzony odskoczyłem natychmiast jak najdalej od mojego chłopaka, powodując tym bolesny upadek na podłogę.

JongKey-Look At Me rozdział 51

Wybaczcie, wczoraj się jednak nie udało ;-;
A co do rozdziału, nie do końca +18, ale odrobinkę... ;) w następnym będzie więcej ekhm >.<




     -No to...-Jonghyun przeszedł przez próg mojego mieszkania rozglądając się zaciekawiony dookoła zupełnie jakby był moim gościem po raz pierwszy, co oczywiście daleko mijało się z prawdą, gdyż bywał w tym apartamencie naprawdę często-Gdzie są te znaczki?-utkwił we mnie swój przewiercający aż do szpiku kości wzrok.
     -Jakie znaczki?-zdziwiłem się, po czym również wszedłem do pomieszczenia i zamknąłem za sobą drzwi frontowe.
     -Twoja jakże obszerna kolekcja, o której opowiadałeś mi przez całą drogę.-wyjaśnił, a ja automatycznie zamieniłem się w słup soli, który zupełnie nie mógł poruszyć żadną częścią ciała, nawet jeśli bardzo by tego chciał.
     -Ach! Te znaczki!-zaśmiałem się nerwowo-Gdzieś tu powinny być!-powinny, powinny. Ale ich nie ma i nigdy nie było! Tylko co zrobić, żeby o nich zapomniał? Czy nagła zmiana tematu będzie dobrym rozwiązaniem? Chyba tak. Tylko, co powiedzieć. Musiałem znaleźć coś takiego, co wciągnie go tak, że nie będzie chciał rozmawiać o niczym innym. Hmm... Może zapytam kiedy SHINee planuje comeback? Nie, to nie wypali. Wątpiłem, żeby chciał przez cały czas wałkować w kółko sprawy związane z pracą. A z resztą pewnie nawet Onew nie wie nic o nowym albumie, więc skąd ta wiedza miałaby się znaleźć u Blinga. O śpiew też nie będę pytać, bo nawet nie ma o co, więc może motocykle? Problem jednak w tym, że ja się zupełnie nie znam na tej całej motoryzacji. W sumie mógłby mi opowiedzieć, ale prawdopodobnie umarłbym wtedy z nudów, więc lepiej nie ryzykować stratą mojego żywota. Jego byłe dziewczyny? Niby byłoby o czym opowiadać, ale w tym wypadku umarłbym nie z nudów, a z zazdrości. Czy naprawdę nie było niczego, o czym moglibyśmy pogadać i przy okazji zatracić się w tym? Coś takiego przecież musiało istnieć!-Chcesz wody?-wyrzuciłem w końcu z siebie najlepsze, co przyszło mi do głowy. Serio, Kibum? Serio?
     -Poproszę.-odpowiedział, a ja już po chwili wracałem ostrożnie z kuchni ze szklanką wypełnioną przezroczystą cieczą aż po brzegi. Szedłem bardzo powoli, gdyż nie miałem zamiaru wylać jej na podłogę. To byłaby ogromna strata. Planowałem być trochę niezdarny w innym, o wiele bardziej odpowiednim momencie. Dobra, teraz albo nigdy. Stanąłem nad Jjongiem, który zdążył już wygodnie rozsiąść się na czarnym skórzanym fotelu, po czym przechyliłem lekko szklankę tak, żeby połowa jej zawartości wylała się na krocze chłopaka, który ze zdziwienia aż podskoczył.
     -O matko! Jongie!-pisnąłem-Przepraszam! Naprawdę nie chciałem! W porządku? Zaczekaj sekundę, wujek Kibum się tobą zajmie, dziecko.-powiedziałem, a następnie pognałem w kierunku korytarza, aby wyciągnąć z papierowego pudełka garść chusteczek. Wróciłem nawet zanim jedna sekunda minęła, po czym zacząłem wycierać jego spodnie okrężnymi ruchami. Nie powiem, był w niezłym szoku, ale w sumie ani trochę mu się nie dziwiłem. Sam, jeśli miałem być szczery czułem się nieco dziwnie. Trochę jak... pedofil? W sumie wcześniej nazwałem go dzieckiem. Jaki za mnie wyrodny wujek! No nic, nie pora teraz na zabawę w zbrodnię i karę, tylko na zaciągnięcie Dinozaura do łóżka.
     -Ya. Bummie.-próbował wstrzymać oddech-Co robisz?
     -Spokojnie, zaraz nie będzie żadnej plamy.-powiedziałem, po czym zacząłem dociskać chusteczki jeszcze mocniej do jego krocza. Doskonale widziałem, że to zaczynało na niego działać, jednak on chyba nie chciał się do tego przyznać, dlatego zatrzymał moją dłoń i szybkim ruchem odsunął ją od strefy, której akurat pożądałem.
     -W porządku, samo wyschnie.-uśmiechnął się delikatnie zawstydzony. Co za uroczy widok!
     -To może przyniosę ci kolejną szklankę wody?-zaproponowałem-Musisz być strasznie spragniony, a przeze mnie nawet się nie napiłeś.
     -Nie trzeba. Naprawdę.-pomachał dłonią-Pokaż mi kolekcję i będę się zbierał.
     -Już? Tak szybko?-zdziwiłem się-Jesteś zły za to, że cię oblałem? Przecież przeprosiłem! To naprawdę nie było celowo!-jęknąłem.
     -Nie, nie jestem zły. Wiem, że nie chciałeś. Miałem cię po prostu tylko odprowadzić do domu.-wytłumaczył mi.
     -To nie chcesz jeszcze chwili zostać?-zrobiłem minę zbitego szczeniaczka.
     -Nie wiem czy powinienem...
     -To pająk!-krzyknąłem wskazując na pustą powierzchnię na podłodze nagle i zupełnie dla niego niespodziewanie tak, że prawdopodobnie słyszeli mnie sąsiedzi na najniższym piętrze, po czym wskoczyłem na kolana Jjonga przylegając do niego całym ciałem. Dosłownie całym. Dobrze zadbałem o to, aby w żadnym miejscu nie dzieliły nas żadne centymetry, milimetry ani inne głupoty. Objąłem szczelnie jego biodra swoimi nogami, a ręce zarzuciłem mu na szyję zbliżając się do niego jeszcze bardziej, o ile było to w ogóle możliwe.
     -Key.-westchnął wprost do mojego ucha, a ja poczułem jak jego powoli twardniejąca męskość zaczyna drażnić moją.
     -Hm?
     -Co ty chcesz tak naprawdę zrobić?-delikatnie przygryzł płatek mojego narządu słuchu.
     -Co masz na myśli?-zapytałem.
     -Nie masz żadnych znaczków.-stwierdził.
     -Owszem, nie mam.-przyznałem mu rację.
     -Więc?
     -Jeszcze się nie domyśliłeś?-powoli przesunąłem językiem po jego szyi delektując się smakiem opalonego ciała i słuchając westchnień, które dochodziły z jego ust.
     -Wolałbym, żebyś sam mi to powiedział.-uznał, a ja nieoczekiwanie i nieco agresywnie złączyłem ze sobą nasze wargi w namiętnym pocałunku. Nie próbowałem nawet walczyć o dominację, ponieważ i tak z góry wiadomo było kto wygra i w sumie nawet mi to nie przeszkadzało. Lubiłem, gdy miał nade mną władzę i robił ze mną co tylko chciał-Powiedz to.-przerwał nagle pocałunek.
     -Chcę cię tu i teraz, na tym fotelu.-sapnąłem patrząc mu głęboko w oczy i ocierając się o jego krocze. 

piątek, 3 lipca 2015

JongKey-Look At Me rozdział 50

    No i rozdział 50^^ Rany, naprawdę zbliżamy się powoli do końca. Z jednej strony się cieszę, bo ciągnę to opowiadanie jak nie wiem, ale z drugiej strony jest mi strasznie przykro. Kocham to opowiadanie ;-; No ale cóż, zostało mi jeszcze ''Cold Man' hahah Nie, nie jest mi do śmiechu. Zaniedbałam je i naprawdę żałuję, że zaczęłam je nie kończąc wcześniej "LAM". Niestety co się stało to się nieodstanie. Wkrótce wezmę się za nie porządnie i mam nadzieję, że pokochacie je wtedy tak samo jak to*-*
Kolejna sprawa jest taka, że od kilku miesięcy jestem A.R.M.Y, a Bangtan jest moim życiem. Pora się chyba również przyznać, że nigdy nie byłam Shawolem ;-; mam nadzieję, że nikomu to nie przeszkadza i zastanawiam się czy komuś przeszkadzałyby również opowiadania z BTS. Wiem, że w sumie mogę robić, co chcę, ale wasza opinia jest dla mnie ważna, ponieważ piszę to dla was^^ w każdym razie, żadnego opowiadania przed skończeniem 2mina nie będzie :) 
I jeszcze jedno! Rozdział już maksymalnie krótki, ale wybaczcie mi to! To tak na pobudzenie weny ;)
[EDIT] Jeśli się uda, kolejny part jeszcze dzisiaj :)





     -Jjong.-pociągnąłem chłopaka dyskretnie za rękaw. Staliśmy właśnie przed klubem na końcu gromadki utworzonej z dwóch zespołów, jakimi były SHINee oraz Infinite-Szczerze mówiąc jestem trochę śpiący.-uśmiechnąłem się delikatnie za wszelką cenę próbując nie pokazać mu mojej przebiegłości-Odprowadzisz mnie do domu?
     -Naprawdę jesteś śpiący?-spojrzał na mnie podejrzliwie-Przed chwilą byłeś jeszcze pełen życia.
     -Baterie mi się wyczerpały. Jestem jak smartfon. Szybko się ładuję, ale też szybko rozładowuję.-wytłumaczyłem mu, co spotkało się z jego śmiechem.
     -Oj, Key. Coś mi się wydaje, że kręcisz...-pomachał głową nadal widocznie rozbawiony.
     -Sądzisz, że symuluję?-oburzyłem się. Czy on był jakimś guru? Skąd wiedział, że wcale nie byłem śpiący, tylko chciałem go zaciągnąć do mojego mieszkania? Coś było nie tak... Może nie byłem aż tak dobrym aktorem jak zawsze mi się wydawało? Nie, bzdura. Byłem znakomity! Dziwne, że jeszcze nie obsadzili mnie w głównej roli w jakiejś wysokobudżetowej dramie, której szanse na sukces są tak wysokie jak obcasy w butach Hyuny. No ale cóż, ten Dinozaur był chyba jeszcze bardziej przebiegły ode mnie. Rozgryzł mnie i zaczął atakować, więc ja rzecz jasna nie mogłem pozostać bierny i również musiałem się bronić, gdyż nie miał żadnego prawa tak mną pomiatać.
     -Może jest jakiś powód, dla którego chciałbyś, abym poszedł z tobą?-udał zamyślenie-Jest prawda?-spojrzał na mnie zagadkowycm wzrokiem. Dziwne. Dlaczego nie mogłem nic wyczytać z jego oczu? Co on? Mona Lisa? Mona Jjong? Musiałem przyznać, że zaczynałem się czuć odrobinę nieswojo. Ale to chyba normalne, kiedy próbujesz zdobyć coś na czym ci zależy, a jakiś przystojny kurdupel, w którym jesteś bezgranicznie zakochany ni stąd ni zowąd bez żadnego wysiłku przechyla szalę zwycięstwa na swoją stronę. O nie, Kim Jonghyunie. Tak być nie będzie. Jedną chwilę, czy to zdanie ma w ogóle jakikolwiek sens? Chyba nie miało żadnego, ale gdzieś je kiedyś usłyszałem i już na stałe utknęło w mojej głowie. Jednak nie to było teraz najważniejsze. Problem leżał w tym, że ten idiota właśnie sobie ze mną pogrywał, a ja nie mogłem tak łatwo mu się poddać. To zupełnie nie było w moim stylu. Miałem zamiar walczyć aż do ostatniej kropli krwi i oczywiste jest to, iż musiałem zachować przy tym swój własny honor.
     -Oczywiście, że jest.-przyznałem mu rację, po czym zauważyłem satysfakcję dosłownie z niego tryskającą-Chcę koniecznie pokazać ci moją kolekcję znaczków pocztowych.-wypaliłem, a jego uśmiech automatycznie zgasł. 1:1, baranie.
     -Od kiedy ty zbierasz znaczki?-zdziwił się.
     -Omo! To ty nie wiedziałeś?-zapytałem, na co pokręcił przecząco głową-Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz.-puściłem do niego oczko, a następnie obserwowałem jak traci swoją stabilną pozycję i zaczyna wątpić w swoje wcześniejsze podejrzenia.
     -Myślałem, że wiem wszystko.-podrapał się po karku nadal zdezorientowany.
     -Jongie, błagam.-westchnąłem-Osoby takiej jak ja nigdy nie da się w całości pojąć.-postanowiłem odrobinę go pocieszyć. Niech wie chłopak, że to nie jego wina-No nieważne. Odprowadzisz mnie, czy mam wracać sam w tę ciemną noc?-zmieniłem nagle temat.
     -Nie, oczywiście, że pójdę z tobą.-pokiwał głową-Jinki.-zwrócił się do naszego lidera, który słysząc swoje imię natychmiast odwrócił się do tyłu, aby dowiedzieć się o co chodzi-Kibum jest zmęczony, więc my już pójdziemy.-poinformował go.
     -Już?-Sunggyu wyprzedził odpowiedź Onew.
     -O co chodzi?-zapytał maknae Infinite.
     -Ktoś już wraca do domu?-zdziwił się Hoya.
     -Key.-odpowiedział im czerwonowłosy lider.
     -Ale oblewamy nasz wspólny sukces!-jęknął Woohyun-MyBum, jak możesz iść teraz do domu?
     -Przepraszam, naprawdę nie mam już na nic siły.-wytłumaczyłem się-Może następnym razem.
     -W porządku.-odezwał się Minho-Skoro jesteś zmęczony, faktycznie powinieneś iść.
     -Dokładnie.-wtrącił się Dongwoo-Wasz grafik będzie teraz pękał w szwach, więc odpoczywaj póki możesz.
     -Dzięki, chłopaki.-uśmiechnąłem się, po czym złapałem Jonghyuna pod rękę i machając im skierowałem się w stronę swojego apartamentu. To naprawdę miło z ich strony, że pozwolili mi się trochę zrelaksować, ale ja nie miałem na to czasu. Tej nocy naprawdę będę musiał się ciężko napracować. If you know what I mean, of course.

sobota, 27 czerwca 2015

Doctor Love 2/2

W końcu... Przepraszam, że tyle mi się zeszło, ale ostatnio po prostu resztkami sił powstrzymuję się, aby nie porzucić bloga... ㅠㅡㅠ



     - Eee... Wróciłem. - powiedziałem niepewnie po raz kolejny stając w progu pokoju, w którym miała odbyć się sesja dla skłóconej pary tym razem jednak postanawiając przerwać im tę wymianę śliny. Niesamowite, że zaczęli to całe płomienne okazywanie sobie uczuć najdalej zaledwie minutę temu, a Jonghyun już był pozbawiony swojej czarnej koszulki z dekoltem w serek, która leżała właśnie po drugiej stronie pomieszczenia. Co za prymitywy! Czy oni naprawdę nie wiedzieli jak powinni się zachować, kiedy ktoś ich zaprosił do swojego domu? Ja potrafiłem wszystko zrozumieć, naprawdę wszystko. Wiem, że można być nieźle napalonym, ponieważ sam nieraz doświadczałem tego uczucia, siedząc w pobliskim lokalu KFC i przyglądając się smakowicie przyprażonym skrzydełkom kurczaka, jednak oczywiste jest, że musiałem kontrolować własne żądze!
     - O, super. - odpowiedział Key, niechętnie odrywając się od chłopaka - Jak widzisz już się pogodziliśmy.
     - Tak szybko? - musiałem przyznać, że byłem w niezłym szoku. Szczerze mówiąc nie sądziłem, że do siebie wrócili. Myślałem, że po prostu obaj w tym samym miejscu i czasie mieli ochotę na zbliżenie fizyczne, ale skoro to wszystko z miłości, to rzecz jasna byłem skłonny do wybaczenia im tego incydentu oraz puszczenia go w niepamięć. Trochę się obawiałem, że z tym drugim będzie gorzej, ponieważ pierwszy raz byłem świadkiem takiej nieadekwatnej do mojego wieku sceny, ale zamierzałem dać z siebie wszystko i sprawić, aby niemożliwe stało się możliwe!
     - Wszystko sobie na spokojnie wyjaśniliśmy. - Jjong przyznał divie rację.
     - Wszystko? Na spokojnie? - powtórzyłem osłupiały jak echo - Kiedy wy mieliście na tę spokojną rozmowę czas? Kiedy, ja się pytam!
     - Przed chwilą. - wzruszył ramionami młodszy Kim, a ja nadal ledwo rozumiejąc całą zaistniałą sytuację postanowiłem odłożyć butelkę coli na mały stoliczek, znajdujący się tuż przy zielonej kanapie. Pech jednak tego dnia chyba nie miał zamiaru mnie opuścić, ponieważ jakimś dziwnym trafem szybka i wściekła Gina ni stąd ni z owąd pojawiła się przede mną, po czym przebiegła pomiędzy moimi nogami sprawiając, że splątały się niczym u stonogi, a ja sam straciłem równowagę i zanim zdążyłem doliczyć w myślach do trzech kurczaków zorientowałem się, że leżę na idealnie wyrzeźbionym sześciopaku na brzuchu Jjonga. Ta sytuacja była naprawdę dziwna.
     - Ya! Jinki! - krzyknął nagle oburzony Kibum - Tak próbujesz nam pomóc?
     - To przecież nie tak... - zacząłem się tłumaczyć machając szybko dłońmi.
     - A ty? - zwrócił się do Dinozaura - Jak zwykle wystawiasz ramiona na prawo i lewo! - wskazał na ręce Jjonga, który chcąc mnie złapać delikatnie mnie objął.
     - Bummie, widziałeś, że się potknął... - zaczął Jonghyun.
     - Akurat w tym momencie mrugnąłem. - stwierdził.
     - Ale ja naprawdę... - próbowałem przyznać brunetowi rację, lecz Key chyba naprawdę twierdził, że próbowałem uwieść jego chłopaka. Ale ja, Lee Jinki wcale nie miałem zamiaru przyznać się do winy bez obecności mojego adwokata. A nawet jeśli byłby w tej chwili tam obecny, ja i tak do niczego bym się nie przyznał, ponieważ jak wiadomo byłem oczywiście niewinny i powinno się mnie oczyścić z wszelkich postawionych mi zarzutów.
     - Nie masz zamiaru z niego wstać? - zapytał blondyn.
     - Ach, no tak. Powinienem. - pokiwałem głową, po czym niemal natychmiast podniosłem się w górę, co wywołało u starszego Kima cichy śmiech.
     - Z czego się tak cieszysz, gadzie? - ofuknęła go diva.
     - Key, nie zaczynaj znowu. - poprosił go - Dopiero co się pogodziliśmy.
     - Ale widzę, że już chcesz się kłócić! - zauważył młodszy.
     - Ja wcale nie chcę się kłócić.
     - To dlaczego właśnie to robisz?
     - To ty się teraz kłócisz. - stwierdził Jjong.
     - Ja? - zdziwił się Kibum - Ja tylko prowadzę zawziętą dyskusję na temat twojej głupoty, niewierności i braku szacunku do mnie! - wypalił na jednym wydechu.
     - Fiuu... - chciałem tak naprawdę zagwizdać, ale niestety ta umiejętność nie była moją mocną stroną, w takim razie zmuszony byłem do wydania tego dźwięku własnymi ustami.
     - Co ty robisz? - blondyn wbił we mnie swoje spojrzenie, a następnie zmarszczył brwi. Ha! Udało się, miałem już ich uwagę. Teraz na mojej liście rzeczy do zrobienia pozostało tylko pogodzenie ze sobą tej skłóconej pary.
     - Bracia i siostry. - wysiliłem się na poważny, doświadczony życiem głos, a następnie usiadłem na fotelu na przeciwko sofy i złożyłem palce dłoni na wysokości podbródka.
     - Onew, tu nie ma żadnych dziewczyn. - zauważył Jonghyun.
     - Ale ty jesteś spostrzegawczy. - przewrócił oczami Key, a jego chłopak jedynie spojrzał na niego lekko urażony.
     - Bracia. - poprawiłem się szybko - Zgromadziliśmy się tutaj, abyście mogli na nowo się w sobie zakochać. - powiedziałem, po czym do moich uszu doszło ciche prychnięcie divy. Nie sprawiło to jednak, że pomyślałem o rezygnacji z planu. Co to to nie! Potrzebowali mnie tak, jak jeszcze nikogo w całym swoim życiu! Rzeczą jasną było, iż nie mogłem iść zawieść. Jako Doctor Love moim obowiązkiem było na nowo złączyć ich serduszka, które stopniowo się od siebie oddalały.
     - Ale ja nie przestałem kochać Bummiego. - wyznał Jjong.
     - Naprawdę? - w oku Key pojawiła się pojedyncza łza - Ja też cię kocham. - stwierdził, a następnie rzucił mu się na szyję mocno go przytulając.
     - No, więc pierwszy krok mamy już za sobą. - poinformowałem ich. Szybko poszło. Kto by pomyślał, że to takie łatwe? - Teraz powiedzcie mi, co było przyczyną waszego rozstania. - poleciłem im, wkładając za ucho krótki ołówek z KFC, który kiedyś wygrałem podczas loterii w jednym z lokali, gdzie sprzedają najlepszego kurczaka w miasteczku Lacey.
     - Ee... pizza? - zawstydzony blondyn schował głowę w swoich ramionach tak głęboko jak tylko było to możliwe.
     - Że co? - popatrzyłem na niego jak na idiotę. Pizza? Jak to zerwali przez pizzę? Co prawda kiedyś pewna dziewczyna również zerwała ze mną przez moją miłość do kurczaków, ale pizza? Tego zrozumieć nie mogłem i prawdopodobnie nigdy nie będę mógł.
     - Pokłóciliśmy się o pizzę. - najstarszy podrapał się po karku.
     - Opiszcie mi tę sytuację. - poprosiłem.
     - No więc. Pewnego słonecznego dnia, czyli wczoraj oglądaliśmy u Dino film na DVD, kiedy nagle poczuliśmy się głodni. - Kibum zaczął tłumaczyć mi wszystko, zamaszyście przy tym gestykulując i sprawiając, że byłem zmuszony do nieustannego trzymania gardy - Wtedy postanowiliśmy zamówić pizzę.
     - Dlaczego nie kurczaka? - zapytałem jak najgrzeczniej tylko potrafiłem.
     - I wtedy postanowiliśmy zamówić pizzę. - młodszy Kim powtórzył, zupełnie ignorując moje pytanie.
     - Problem w tym, że nie mogliśmy się na żadną zdecydować. - wtrącił Bling.
     - Jjong chciał z pepperoni! - oburzył się Key - Nie byłem w stanie tego zaakceptować!
     - Bummie, proszę... - brunet położył swoją dłoń na ramieniu chłopaka - Nie kłóćmy się już. A na pewno nie przez pizzę.
     - Zgoda. - powiedział młodszy lekko się uśmiechając.
     - Rozumiem, rozumiem. - pokiwałem głową udając, że wiem co robię. Prawda była jednak taka, że nie do końca byłem pewien swoich poczynań. Jak już wcześniej wspomniałem, to byli moi pierwsi pacjenci, więc chyba niestety można mnie było na razie nazwać szarlatanem. Niezbyt podobał mi się ten nieprofesjonalny tytuł, ale cóż mogłem zrobić? Jedynym wyjściem z tej sytuacji było zdobywanie nowego doświadczenia! Rzecz jasna musiałem więc teraz dobrze wykorzystać szansę, która siedziała właśnie na przeciwko mnie. Jedynym problemem było jednak to, że za kurczaka nie wiedziałem co powiedzieć. Przydałoby się pewnie o coś zapytać, ale o co? Może jak się miewają? Albo o pogodę na zewnątrz? Nie, to nie miało żadnego powiązania z tematem, który akurat delikatnie i subtelnie poruszaliśmy. Wiem! - A o kogo kłóciliście się dzisiaj rano przed szkołą? - nagłe olśnienie trafiło we mnie jak grom z jasnego nieba przypominając mi o wydarzeniu mającym miejsce zaledwie kilka godzin wcześniej.
     - Ach, to nic takiego. - Kibum natychmiast zaczął machać rękami, przy okazji próbując ukryć swoje zażenowanie, które ja jednak prawie od razu zauważyłem.
     - To była moja kuzynka. - powiedział Jonghyun, a chłopak siedzący obok niego automatycznie zrobił się cały czerwony i zamienił w buraka, jakie często oglądałem na jednym ze straganów na pobliskim targu.
     - Czyli obściskiwałeś się ze swoją kuzynką? - zwróciłem się do starszego chcąc się upewnić co do tego, co przed chwilą usłyszałem.
     - Oczywiście, że nie! - oburzył się brunet - To byłoby trochę dziwne.
     - Fakt, byłoby. - przytaknąłem - Ale z drugiej strony jeśli dwie osoby się kochają...
     - Ale ja kocham Kibuma. - przerwał mi - Już wyjaśniłem tożsamość Hyeri.
     - Właśnie! Jjongie kocha tylko mnie! - wtrącił się młodszy.
     - Rozumiem. - stwierdziłem - Ale mam jedno małe pytanko. Kim jest Hyeri? - spojrzałem zdezorientowany na Jonghyuna. Nie powinien wplątywać do poważnej rozmowy jakichś zupełnie przypadkowych ludzi. Jak ja miałem się niby w tym wszystkim połapać?
     - To jest właśnie moja kuzynka. - oświecił mnie Jonghyun.
     - Mogłeś powiedzieć od razu, a nie...
     - Myślałem, że to oczywiste. - wzruszył ramionami - Ale zapomniałem, że jesteś strasznie niedomyślny.
     - Słucham? - oburzyłem się słysząc te jakże ostre słowa krytyki - Ja niedomyślny? Co masz przez to na myśli? Chciałeś mnie obrazić, prawda?
     - Nie, po prostu... - Bling próbował wymyślić jakąś kiepską wymówkę, ale ja nie miałem zamiaru dać mu skończyć. A co jeśli powiedziałby o mnie i do mnie więcej niemiłych rzeczy?
     - Jakie po prostu? - zapytałem starając się za bardzo nie unosić, jednak słabo mi to wychodziło, gdyż nie siedziałem już na swoim fotelu, tylko pochylałem się nad Dinozaurem wlepiając w niego swoje mordercze spojrzenie - To co powiedziałeś było już wystarczająco proste.
     - Jinki, nie dramatyzuj. - wtrącił się wszystkowiedzącym głosem Key - Nie powiedział przecież niczego, przez co mógłbyś się tak zachowywać.
     - Twierdzi, że jestem niedomyślny. - skierowałem swój mord w oczach na blondyna.
     - Bo jesteś. - stwierdził jakby nigdy nic, czym sprawił, że zupełnie ugięły się pode mną kolana. Jak on mógł to po prostu przyznać? I to bez jakiegokolwiek zająknięcia! Czy to miało w ogóle jakiś sens? No własnie nie miało! Nie ważne pod jakim kątem na to patrzyłem, po prostu nie mogłem tam znaleźć żadnego sensu!
     - Wystarczy. - na powrót zasiadłem na fotelu, po czym przyłożyłem dwa palce prawej ręki do pulsującej już od zdenerwowania skroni - Skończmy już dzisiejszą konsultację.
     - Tak szybko? - zdziwił się młodszy z moich pacjentów.
     - Tak szybko jak wbiliście sztylet w moje biedne, wrażliwe serce i spowodowaliście wewnętrzny krwotok. - odrzekłem niczym prawdziwa oaza spokoju, mimo iż w środku jak już wcześniej wspomniałem wcale spokojny nie byłem.
     - Onew... - Jonghyun otworzył usta, aby coś powiedzieć, jednak ja wyciągnąłem w jego stronę otwartą dłoń, tym samym dając mu do zrozumienia, żeby w końcu się uciszył - Dobra, to my już pójdziemy. - zdecydował, na co zamknąłem oczy i pokiwałem głową.
     - Zdzwoń jak przestaniesz być obrażony. - rzucił Kibum, po czym oboje wyszli z mojego mieszkania. Może zadzwonię. Jeszcze nie wiedziałem, gdyż musiałem to solidnie przemyśleć. No ale nie miałem przecież na razie czasu na przejmowanie się takimi głupotami. Została mi jeszcze jedna para do uleczenia. Co prawda nie byli oni jeszcze razem, ale dzięki moim magicznym dłoniom wszystko mogło się zdarzyć. Sięgnąłem po telefon, który leżał na stoliku, a następnie zacząłem przeglądać swoje kontakty, mimo że wcale nie było ich zapisanych tak dużo. Znalazłem numer należący do Choi Minho i niemal od razu zacząłem pisać wiadomość: "Spotkajmy się pod kinem za 15 minut. Jinki". I... wyślij. Ten sam tekst wystukałem na klawiaturze do Taeyeon. Niech to szlag! Taemin, Taemin. No przecież wiem. Myśli mi się przejęzyczyły. Ale z drugiej strony dlaczego nie mogę nazywać go Taeyeon? I tak wygląda jak dziewczyna! Z resztą to imię jest jak najbardziej uniwersalne. Doskonale służy zarówno płci żeńskiej jak i męskiej. Znałem kiedyś takiego jednego Taeyeona... Naprawdę w porządku gość. Często robiliśmy sobie zawody kto zmieści więcej kurczaka w swoich ustach, a potem razem po nich wymiotowaliśmy. Oczywiście należy podkreślić, że były to skrzydełka panierowane z KFC, a nie małe radośnie biegające i cieszące się życiem małe kurki oraz koguciki. Nie moglibyśmy być tak okrutni!
Nie czekając nawet na odpowiedzi dwóch chłopaków szybko wybiegłem z domu kierując się w stronę centrum miasta, gdzie znajdował się budynek, którym akurat byłem zainteresowany. Pot lał się cienkimi stróżkami po moim czole,a ja sam z trudem mogłem złapać oddech, jednak biegłem dalej, niczym maratończyk, na którego czeka na mecie wielki kubełek kurczaków. Na miejsce dotarłem dokładnie na czas, co zupełnie mnie zdziwiło, gdyż to już drugi raz tego dnia. I w ogóle drugi raz w ciągu całego mojego życia. W sumie, jeśli mam być szczery, to całkiem miłe uczucie nie być spóźnionym. Nawet mi się spodobało, więc chyba zacznę powoli, małymi kroczkami praktykować. Na razie jednak musiałem się gdzieś schować, aby żaden z tych zakochanych kundli mnie nie zauważył. Tylko gdzie? Rozejrzałem się dookoła, ale żadne miejsce nie wydawało się być wystarczająco dobre. Fontanna, zaparkowany przed kinem samochód, drzewo... O! Chyba właśnie znalazłem idealną kryjówkę! Jedno słowo. Budka. A mianowicie, budka z lodami po drugiej stronie ulicy. Jinki, nie wiem jaki jest twój iloraz IQ, ale Einstein na pewno by ci pozazdrościł. Sprawdzając ponownie czy nikt nieporządany mnie nie dostrzegł przebiegłem w mgnieniu oka na zielonym świetle przez pasy, ponieważ bezpieczeństwo naturalnie przede wszystkim. Co jeśli nagle, ni stąd ni zowąd rozwiązałaby mi się sznurówka i upadłbym na ziemię jak długi? Przy czerwonym świetle mogłoby się to skończyć bardzo niedobrze, delikatnie mówiąc. Na szczęście udało mi się jednak bezpiecznie dotrzeć do niewielkiej białej budki, w której sprzedawane były lody włoskie. Nie było to chyba najpopularniejsze miejsce w mieście, ponieważ żadnych tłumów pchających się drzwiami i oknami nie widziałem, w kolejce stały zaledwie trzy osoby. Przylgnąłem plecami do bocznej ściany małego budynku niczym szpieg, a następnie zacząłem obserwować obszar, gdzie miał się pojawić Taemin i Minho. Kiedy dotrą w końcu na miejsce, nie zobaczą jednak mnie, a siebie nawzajem. Korzystając z okazji również oczywiste jest, że pójdą obejrzeć razem jakiś film. No bo dlaczego by nie, skoro oboje są w sobie zakochani i akurat znajdują się pod kinem.
     - Przepraszam... - usłyszałem nagle za sobą zupełnie nieznajomy mi głos, na co natychmiast odwróciłem się, aby zobaczyć do kogo należy - Co robisz?
     - Szpieguję swoich przyjaciół. - powiedziałem prosto z mostu, gdyż nie chciałem zaczynać nowej znajomości od kłamstwa. Przede mną stał chłopak na oko niewiele młodszy od mojego rocznika i bardzo przystojny. Miał czarne krótkie włosy i odrobinę dłuższą grzywkę, która zakrywała całe czoło, a jego wzrost to naprawdę nie żart. Około 180cm. Sam zawsze chciałem tyle mieć, ale niestety widocznie nie było mi dane.
     - Aha... - zmarszczył brwi - A można wiedzieć czemu?
     - Spokojnie. Wiem, co robię. Jestem lekarzem. - uspokoiłem go, chociaż i tak zbytnio nie szalał.
     - Lekarzem? Nie jesteś odrobinę za młody? - zdziwił się.
     - Nie takim lekarzem! Ja. - wskazałem na siebie palcem, tak aby dobrze zrozumiał o kogo chodzi - Uzdrawiam starą miłość oraz pomagam nowej zaistnieć. - powiedziałem, co spotkało się z głośnym śmiechem nieznajomego -Ya. Z czego się śmiejesz? Mówię poważnie!
     - Gościu, skąd ty się urwałeś? - zapytał próbując złapać oddech.
     - Lepiej powiedz kim ty jesteś, że zaczepiasz obcych chłopaków na ulicy! - oburzyłem się.
     - Sprzedaję w tej budce lody, a ty wydałeś mi się podejrzany. - wzruszył ramionami - Nie masz zamiaru niczego ukraść?
     - Słucham? - wydawało mi się, że się przesłyszałem - Podejrzany? Ukraść coś? Przepraszam bardzo, ale nie jestem tego typu osobą! - zapewniłem go - I wiesz co? Nie będę dłużej tego znosił. Nie mam już ochoty stać pod twoją głupią budką. Jest wiele dobrych kryjówek. Odchodzę! - orzekłem uroczyście, po czym zrobiłem kilka kroków w kierunku przeciwnym od chłopaka i stanąłem za wystarczająco grubym, aby ukryć moje ciało drzewem. Odwróciłem się jeszcze do niego, aby pokazać mu język, po czym skierowałem swój wzrok na mały placyk przed kinem, gdzie stał już Taemin - No super. Przez ciebie nie zauważyłem, kiedy przyszedł. - rzuciłem jeszcze do chłopaka, który właśnie wchodził z powrotem do małego pomieszczenia. Pff... Ukraść. Ciekawe co! Loda? A może całą maszynę? Czy on ma mnie za idiotę? Rany, ale się zdenerwowałem. No nic, już sobie poszedł, więc nie powinienem się więcej ekscytować, tylko skupić całą swoją uwagę na karmelowowłosym tancerzu. Jedyne co mnie jednak martwiło, to brak Minho. Zamierzał się spóźnić? To nie w jego stylu. Już zamierzałem do niego dzwonić, kiedy nagle zauważyłem, że dostałem jakąś wiadomość pięć minut temu. "Nie dam rady przyjść. Przecież wiesz, że zawsze w poniedziałki mam trening." To co właśnie przeczytałem sprawiło, że zupełnie zrzedła mi mina. Wybrałem agresywnie numer do tego przerośniętego żabola i przyłożyłem smartfon do ucha.
     - Jinki, naprawdę nie... - usłyszałem głos w słuchawce, któremu natychmiast przerwałem wypowiedź.
     - Musisz tu przyjść! - krzyknąłem, na co kilku przechodniów zwróciło na mnie swoją uwagę.
     - Nie mogę. - upierał się.
     - To bardzo ważne! - zapewniłem go.
     - Od kiedy kino jest ważniejsze od treningu?
     - Od kiedy możesz być w nim na randce z Taeminem!
     - Co? - usłyszałem jego zdziwienie.
     - Taemin tu ciebie czeka! Masz zamiar go olać?
     - Taemin? Dlaczego miałby na mnie czekać?
     - Potem ci wszystko wytłumaczę. Tylko przyjdź tu jak najszybciej.
     - Zaraz będę. - powiedział, po czym zakończył połączenie. Boisko do piłki nożnej nie było wcale daleko od centrum, więc powinien zjawić się za jakieś 10, 9, 8, 7, 6, 5, 4, 3, 2, 1, teraz. No proszę, oto jest! Wychyliłem się zza drzewa tak bardzo, jak było to tylko możliwe i zacząłem oglądać początek nowego związku. Coś jednak wydawało mi się nie być takie, jak powinno. Był tam co prawda Choi, ale nigdzie nie widziałem młodszego. Gdzie on się do kurczaka podział? Jeszcze dziesięć sekund temu stał dokładnie w tym miejscu, co teraz piłkarz, ale teraz już go nie było. Moje zdezorientowanie przemyślenia przerwał dźwięk wibracji telefonu, który natychmiast wyciągnąłem z kieszeni mając nadzieję, że to Tae. Niestety była to tylko wiadomość tekstowa od wyrośniętej żaby.
     "Gdzie jesteś?"
     "Przy drzewie obok budki z lodami po drugiej stronie ulicy."
Po wyświetleniu mojego sms-a, Minho automatycznie zwrócił swój wzrok w stronę, gdzie się znajdowałem, a następnie szybkim krokiem zaczął podąrzać w wyznaczonym kierunku.
     - Onew? - stanął przede mną widocznie hamując swoją złość.
     - Słucham ciebie? - odpowiedziałem jakby nigdy nic.
     - Dlaczego kazałeś mi się zerwać z treningu?
     - No przecież już ci mówiłem! Z powodu twojego wymarzonego mężczyzny! - stwierdziłem to, co było niemal oczywiste.
     - A widzisz go tu gdzieś? - uśmiechnął się lekko, żeby nie wybuchnąć, ale z jego oczu można było jednak wszystko dokładnie wyczytać jakby było napisane czarno na białym. Lub biało na czarnym. A z resztą co to w ogóle za różnica? I tak widać i tak.
     - Przed chwilą jeszcze stał tam! - wskazałem palcem na miejsce, gdzie faktycznie powinien się znajdować.
     - Jinki... - westchnął ciężko spuszczając głowę w dół i drapiąc się przy tym po karku - Co ja mam z tobą zrobić?
     - Kochać. - odpowiedziałem najsłodszym głosem, na jaki tylko było mnie stać.
     - Co?
     - Na mnie się nie krzyczy, mnie się przytula. - wydąłem swoje pełne wargi.
     - O czym ty mówisz? - zmarszczył brwi.
     - Pożyczyłem sobie ten tekst z koszulki, którą mama kupiła ci ostatnio na urodziny. - wzruszyłem ramionami - Uznałem, że idealnie nadaje się do użycia w tej sytuacji.
     - Aish... - jęknął wyciągąjąc ręce w stronę mojej szyi, jednak w porę opanował swoją żądzę mordu.
     - Ale naprawdę tu był. Widziałem go na własne oczy. - upierałem się.
     - Ja też go widziałem. - usłyszałem tym razem już znajomy głos, po czym gwałtownie odwróciłem się w kierunku budki z lodami, gdzie stała osoba, z którą miałem wcześniej niemiłą styczność.
     - Podsłuchujesz nas? - oburzyłem się.
     - Od razu podsłuchuję... Po prostu głośno mówicie. - wytłumaczył - Miałem sobie wsadzić do uszu zatyczki?
     - Wy się znacie? - zapytał zdezorientowany Minho, patrząc raz na mnie, raz na bruneta w kolorowej koszuli w kratę i wytartych dżinsach.
     - To długa historia. - machnąłem dłonią.
     - Myślałem, że jest złodziejem. - streścił brunet, na co Choi zaczął chichotać jak opętany. No, można to opowiedzieć i tak.
     - Onew, co ty zrobiłeś, że wziął cię za złodzieja? - zapytał łapiąc oddech.
     - Nic nie zrobiłem! - zacząłem się bronić - Jednak to nie jest teraz najważniejsze. Słyszałeś? On też widział Taemina!
     - Słyszałem. - pokiwał głową - Ale skąd wiesz jak wygląda Taemin? - zwrócił się do nieznajomego.
     - Chodzimy razem na zajęcia taneczne. - odpowiedział chłopak - Jestem Kai.
     - Pff... - prychnąłem - Kai? Co to za imię?
     - Powiedział Onew. - pokazał mi język - Moje prawdziwe imię to Kim Jongin, ale wszyscy zwracają się do mnie Kai.
     - Miło cię poznać, Kai. Nazywam się Choi Minho. - przedstawił się szatyn, po czym wyciągnął rękę, którą Kim niemal od razu uścisnął - A tak w ogóle... Onew? - zwrócił się do mnie ni stąd ni zowąd - Gdzie są twoje przednie zęby?
     - Też chciałem zapytać, ale nie wiedziałem czy wypada. - przyznał się sprzedawca lodów.
     - Nie wiem, nie wiem! Idę do domu. - ogłosiłem uroczyście, a następnie ruszyłem agresywnym krokiem w kierunku swojego domu. Miałem całkiem sporo do przemyślenia, dlatego postanowiłem nieco zwolnić, mimo iż moje wcześniejsze tępo wcale nie przypominało nawet truchtu. Gdyby tylko mój dzisiejszy plan wypalił, a Minho i Taemin trzymali się za ręce jako świeżo upieczona para, nie musiałbym się już więcej nazywać szarlatanem. Jednak nic, absolutnie nic nie poszło po mojej myśli, a jedyne co zyskałem to zszargane nerwy. No cóż, jak mówią ludzie, co cię nie zabije to cię wzmocni. Czy te wydarzenia w jakiś sposób mnie wzmocniły i sprawiły, że stałem się silniejszy emocjonalnie? Nie byłem tego do końca pewien, ponieważ jedyne, co w tym momencie czułem to potworny głód. Nie ma się z resztą co dziwić, ponieważ właśnie zbliżała się godzina osiemnasta, a co za tym szło pora na kolację. Miałem ochotę na kurczaka. O, tak. A Onew, który ma ochotę na kurczaka, musi szybko dostać kurczaka, bo w innym wypadku będzie zły.
Nie minęło nawet dziesięć minut, a ja stałem już rozanielony przed jednym z nielicznych w Lacey lokalem KFC. Mój humor automatycznie poprawił się wraz z drażniącą moje delikatne nozdrza wonią chrupiącego kurczaka, która dyskretnie wydostawała się przez otwarte okno w kuchni na zapleczu. Zamówiłem przy kasie cały kubełek mojego ulubionego przysmaku, a następnie po zapłaceniu rozsiadłem się wygodnie na miękkiej kanapie, znajdującej w rogu po drugiej stronie pomieszczenia. Nie było tu za dużo osób, za co zapewne winą można było obarczyć fakt, iż był to poniedziałkowy wieczór. Większość uczniów siedziała teraz prawdopodobnie w domach swoich lub przyjaciół i odrabiała prace domowe, a dorośli znając życie nadal ciężko pracowali, aby było ich stać na odwiedzanie restauracji, w której serwowany jest kurczak chociaż w weekendy.
Wstałem gwałtownie na równe nogi, kiedy usłyszałem, że moje zamówienie zostało właśnie zrealizowane, po czym popędziłem w kierunku okienka gdzie mogłem odebrać kubełek. W końcu czując długo wyczekiwane maleństwa w moich rękach, szczęśliwy ruszyłem w drogę powrotną do mojego stolika. Gdybym nie uległ jednak jakiemuś zupełnie niespodziewanemu wypadkowi, po prostu nie byłbym sobą, który zalicza jakąś wpadkę średnio raz na godzinę. Potknąłem się nagle na prostej powierzchni podłogi upadając jak długi, a skrzydełka wysunęły się z moich dłoni wędrując ku górze, aby za chwilę zacząć spadać w dół. Miałem wrażenie jakby cała ta scena odbywała się w zwolnionym tempie, dlatego było mi jeszcze ciężej przyglądać się temu całemu zdarzeniu. W chwili, w której kawałki kurczaka zderzyły się z zimnym podłożem podniosłem się na łokciach, jakbym walczył właśnie o przetrwanie, a następnie rzuciłem się w kierunku mojego pożywienia rozsypanego na środku lokalu. Czułem na sobie wzrok ludzi, którzy nie szczędzili sobie niemiłych oraz dogłębnie raniących komentarzy na mój temat, ale jedyne na czym mi zależało to niedopuszczenie śmierci głodowej do zajęcia mojego ciała. Postanowiłem w tym momencie kierować się zasadą dziesięciu sekund, która mówiła, iż jeśli nie minęło jeszcze dziesięć sekund jedzenie można podnieść oraz zjeść i zanim zdążyły one minąć w mgnieniu oka pozbierałem skrzydełka, po czym udałem się do miejsca, które wcześniej sobie zająłem. Byłem tak spragniony jedzenia, że zacząłem wpychać sobie mięso w złocistej panierce do ust jeden kawałek za drugim, przez co nie miałem nawet okazji delektować się smakiem, ale w końcu mogłem poczuć to cudowne uczucie bycia pełnym. Jeśli mam być szczery nigdy nie rozumiałem tej idei, aby zakończyć spożywanie posiłku wtedy, kiedy czujesz, że możesz zjeść jeszcze trochę. No bo jeśli czujesz, że możesz jeszcze trochę zjeść, to dlaczego masz przestać? Trzeba jeść dopóki, czujesz, że nawet jeden łyk wody sprawi, że pękniesz w szwach! No ale, wystarczy już o moich poglądach. Skoro byłem najedzony oraz szczęśliwy, byłem również gotowy do wymyślenia planu B, który mógłby sprawić, że moi pacjenci zejdą się jeszcze tego samego dnia i chyba miałem już pewien pomysł.

     - Dlaczego uciekłeś spod kina? - zmrużyłem gniewnie oczy patrząc na Taemina.
     - Chyba... odrobinę stchórzyłem. - przyznał się niepewnie - Ale dlaczego chciałeś się ze mną spotkać w szkole o tej porze? - zdziwił się, a następnie spojrzał na zegarek - Jest prawie północ!
     - Zaraz zobaczysz. - wygiąłem usta w niecnym uśmiechu, czym chyba niechcący odrobinę go wystraszyłem - Chodź za mną. - poleciłem mu, a następnie skierowałem się w stronę sali lekcyjnej, gdzie zwykle zasypiam na historii. Wszedłem do środka, a następnie zachęciłem młodszego gestem dłoni, aby poszedł w moje ślady, co po kilku sekundach wahania uczynił. Korzystając z chwili jego nieuwagi wepchnąłem go w głąb pomieszczenia i niczym ninja w błyskawicznym tempie wydostałem się z powrotem na korytarz, po czym trzęsącą się ze zdenerwowania dłonią szybko przekręciłem klucz w zamku. Wiedziałem, że karmelowowłosy był przerażony nie na żarty, ponieważ zaczął dobijać się do drzwi błagając, abym jak najszybciej go wypuścił.
     - Wyluzuj, dzieciaku. To dla twojego dobra. - powiedziałem zaglądając do sali przez zaszklone okno wycięte w środku ściany. Czy on naprawdę aż tak bardzo mi nie ufał? Pff... Jakby nie wiedział, że wszystko co robię, robię dla niego. No cóż, Lee jest chyba typem niedowiarka. Ale ciekaw byłem jego miny, kiedy zobaczy kto czekał na niego w środku.
     - Jinki? Już jesteście? - zobaczyłem nagle przed sobą zarys sylwetki mojego przyjaciela, po czym przylgnąłem plecami do ściany tak, jakby okazało się, że tak naprawdę był to tylko jego duch.
     - Minho? - warknąłem wściekły, kiedy już wyszedłem z szoku - Dlaczego nie jesteś w sali?
     - Poszedłem na chwilę do łazienki. - odpowiedział - A gdzie Taemin?
     - W sali. - syknąłem przez zęby.
     - Nie gadaj. - wytrzeszczył swoje wyłupiaste oczy, przez co prawie wypadły mu z orbit. A przynajmniej wyglądały jakby miały zamiar - Co my teraz zrobimy?
     - A co mamy do wyboru? - wzruszyłem ramionami, po czym otworzyłem drzwi i wepchnąłem go do pomieszczenia. Nie byłem jednak zbyt delikatny ani subtelny, więc istniała możliwość, że Choi przygniótł biednego chłopaka swoim masywnym cielskiem. No ale cóż. Nie umrze chyba od tego, prawda? Jest w sumie nawet możliwość, że mu się spodoba.
Ciekawy tego, co działo się w środku stanąłęm przy oknie, a następnie przyłożyłem twarz do szyby tak, że rozpłaszczył się na niej mój nos. Jak już pewnie niektórzy wiedzą nigdy nie byłem subtelną osobą, ale zdaje się, że nie tylko ja. To, co zobaczyłem przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Taemin i Minho całowali się tak zawzięcie, jakby któreś z nich miało zaraz rozpłynąć się w powietrzu. Nie spodziewałem się, że to wszystko aż tak szybko się potoczy! Ale z drugiej to chyba dobrze. Nie marnowali czasu i tak właśnie powinno być.

środa, 6 maja 2015

Doctor Love 1/2

Często tu ostatnio jestem hahah >.<
No cóż, napisałam coś takiego i niby nie miałam w planach teraz tego wstawiać, ale druga część jest już w połowie gotowa, więc czuję się w miarę bezpiecznie. Szczerze mówiąc na tego shota mam teraz największą wenę i najłatwiej mi przychodzi pisanie go. Nie będę was już więcej zanudzać i zapraszam do czytania oraz komentowania :)
PS Czy to może robić w pewnym sensie za OnChicken? xD bo kiedyś coś takiego obiecałam^^




Wsunąłem sobie do ust duży kawałek panierowanego kurczaka, którego tuż po wyjęciu z pudełka zakupionego w KFC zamoczyłem w sosie czosnkowym i poczułem jak moje ulubione jedzenie rozchodzi się po kubkach smakowych. Naprawdę wspaniałe uczucie. No bo czy istnieje lepszy sposób na zrelaksowanie się w niedzielny wieczór?
Delektowałem się jego smakiem, gdy po mieszkaniu rozległ się głośny dźwięk dzwonka do drzwi. Wstałem niechętnie spoglądając tęsknie na kawałki mięsa w złotej panierce pragnące znaleźć się w moim żołądku, po czym wytarłem tłuste palce o znoszone jeansy i ruszyłem ku wejściu po drodze potykając się o niedbale rzucone trampki.
W progu stał Choi Minho, w którego zaciśniętej dłoni znajdowała się duża butelka soju. Jego rozczochrane ciemnobrązowe włosy sterczały w różne strony świata, koszulka była poplamiona ketchupem, a widniejąca na spodniach dziura w okolicy lewgo kolana od razu rzucała się w oczy. Mimo mojego dosyć słabego refleksu od razu zauważyłem, że coś było nie tak. Zazwyczaj może i nie był jakoś specjalnie elegancki, ale jednak ze względu na swoją dużą popularność sportowca musiał wyglądać nienagannie.
     - O? Minho? Co ty tutaj robisz? - zdziwiłem się - I dlaczego tak wyglądasz? Coś się stało? - dodałem po chwili, ale ten tylko zbył moje pytania machnięciem ręki.
Wzruszyłem ramionami, po czym zaprosiłem go do środka. Weszliśmy do zagraconej kuchni, w której panował lekki półmrok. Strząchnąłem z krzesła pudełko po pizzy, którego nieświeża już zawartość dawała o sobie znać, a następnie pozwoliłem chłopakowi na nim usiąść. W pewnym momencie niespodziewanie usłyszałem donośne stukanie, które sprawiło, że automatycznie odwróciłem się na pięcie, aby zobaczyć czym zostało spowodowane. Ujrzałem wtedy Ginę, czyli moje ulubione zwierzątko domowe w postaci kury, dziobiącą ekran mojego nowego smartfona. Prawie niezauważalnie dla zwykłego śmiertelnika, z prędkością światła znalazłem się tuż przy niej i zabrałem jej urządzenie. Nie była tym zbytnio zachwycona, czego nie omieszkała mi oznajmić poprzez opryskliwe gdakanie. Zrobiło mi się szczerze mówiąc trochę głupio, ponieważ nie chciała przecież źle, więc postanowiłem wynagrodzić jej to czule ją przytulając. Odłożyłem ją na podłogę, po czym patrzyłem przez chwilę jak człapie w kierunku salonu. Wróciłem wzrokiem w stronę Choi, aby z przerażeniem stwierdzić, że strącił ze stołu kubełek z moimi przepysznymi maleństwami, które pływały właśnie w kałuży sosu sojowego. Próbowałem je jakoś uratować, ale niestety było już za późno. Wszystkie kawałki zdążyły do tego czasu nasiąknąć słoną cieczą. Zrezygnowany opadłem na kolana wznosząc ręce i głowę ku górze, a po chwili zaniosłem się szlochem. Po tej chwili słabości postanowiłem się jednak ogarnąć, więc zerknąłem ostatni raz na niczemu winne ofiary tego jakże niespodziewanego wypadku i zająłem miejsce na krześle na przeciwko Minho. Po jego minie wywnioskowałem, że chciał mi coś powiedzieć, ale chyba sam nie był tego do końca pewien, albo po prostu nie miał pojęcia jak powinien to zrobić. Wpatrywałem się w niego odrobinę niecierpliwie, gdyż cisza między nami zaczynała mnie już trochę męczyć, ale on odwrócił głowę, aby nie złapać ze mną kontaktu wzrokowego. Najwyraźniej aby dodać sobie nieco odwagi otworzył alkohol, który ze sobą przyniósł, a ja widząc to postawiłem przed nim dwie małe szklanki po coli. Nie zdążyłem ich niestety umyć, ale liczyłem na to, że przez to w jakim jest stanie nie rzuci mu się to w oczy. Zdaje się, że faktycznie miałem farta, bo niczego nie zauważył. Wypił kilka one shotów naraz, a ja nie chcąc wyjść na słabszego uczyniłem to samo krztusząc się jednak przy tym niemiłosiernie. Czułem, że promile powoli zaczynały działać, a co za tym szło obraz trochę mi się rozmazał, ale zdołałem zauważyć, że mój gość wlepia we mnie swoje czekoladowe równie nieobecne gałki, więc wydawało mi się, że zdązył się już chyba rozluźnić.
     - O co... - zacząłem, ale z powodu nagłego czknięcia uciąłem - Chodzi. - dodałem, postanawiając jednak skończyć.
     - Jinki... - wymamrotał unosząc przy tym brwi - Nie powiesz nikomu? -zapytał, na co lekko pokiwałem głową, nie wiedząc o co chodzi.
Pijany chłopak westchnął, po czym kilkakrotnie otwierał buzię tylko po to, aby prawie natychmiast ją zamknąć, jakby nadal wachał się nad swoją wypowiedzią.
     - Too... - przeciągnąłem - Powiesz mi? Czy nie powiesz?
     - Noo... Powiem.
     - Noo... Too...
     - No bo wiesz... ja się chyba... zakochałem.
     - Serio? W kim? - zdziwiłem się - Nie mów, że we mnie! Wiem, że wyglądam jak idol, ale...
     - Nie! Nie... - zaprzeczył, przy okazji mi przerywając.
     - To kto to jest?
     - Od pierwszego wejrzenia wiedziałem, że jest niezwykłą osobą. - w jednej chwili na jego twarz wypłynął błogi uśmiech, a on sam chyba nieźle się rozmarzył - Kiedy jesteśmy obok siebie czuję przyjemne łaskotanie w brzuchu, moje serce wali tak mocno jakby chciało wyskoczyć mi z piersi, a ja nie mogę się na niczym skupić. To jest ideał! Mleczna, nieskazitelna cera, drobna postura, ciemne błyszczące oczy, na które opadają zadbane kosmyki miedzianych włosów. Usta... Piękne, pełne usta... Ach! Tak strasznie chciałbym ich chociaż dotknąć! - miałem wrażenie, że coś za bardzo wczuł się w ten swój monolog, gdyż właśnie wyciągał rękę w kierunku moich warg. Ja jednak skutecznie uniemożliwiłem mu jakąkolwiek akcję szczelnie zamykając jego palec w mojej pięści.
     - Brzmi jak ja. - mruknąłem do siebie pod nosem.
     - Nie wiem co robić! - wydał z siebie lament godny sześćdziesięciolatki.
     - Chyba mi umknęło imię tej szczęściary.
     - Taemin. Taeminnie. Minnie. Tae. Taeś. - rozmarzył się po raz kolejny.
     - Coś sporo ich. - zauważyłem.
     - W moim życiu jest jedyną osobą. - uznał, na co wzruszyłem ramionami. Przed chwilą było ich pięć. Często zmienia zdanie, a jak tak dalej pójdzie, to daleko na tym nie zajedzie.
     - No niech ci będzie. - zgodziłem się - Wiesz co? Pomogę ci z tą całą Taeyeon! - powiedziałem bojowo.
     - Nie Taeyeon. - pokręcił głową.
     - Jaka Taeyeon? - zdziwiłem się.
     - Taemin!
     - Ale ja jestem Jinki! - oburzyłem się.
Zdaje się, że wypiliśmy o jednego one shota za dużo, bo absolutnie nie mogliśmy dojść do porządanego w tamtym momencie porozumienia.
     - Chłopak, w którym się zakochałem nazywa sie Taemin, a nie Taeyeon. - wyjaśnił Choi.
      - To było tak od razu. - pokazałem mu język - Czekaj! Co? - wytrzeszczyłem oczy tak, że omal nie wypadły mi z orbit - Chłopak?
     - Mhm.
     - Jak to chłopak?
     - No po prostu. - wzruszył ramionami.
     - Minho... Chcesz mi coś powiedzieć?
     - Właśnie ci powiedziałem.
     - Ja wiem. Ale jestem obecnie w dużym szoku. - przywarłem mocno plecami do oparcia krzesła - Jesteś... ekhm...
     - No wyduś to.
     - Jesteś gejem? - walnąłem prosto z mostu.
     - Niespodzianka. - uniósł lekko prawy kącik ust w górę.
     - Pff... Słaba ta twoja niespodzianka. - prychnąłem.
     - A spodziewałeś się?
     - Noo... Nie.
     - No widzisz. - zaśmiał się - Dobra, jest już chyba trochę poźno. Będę się zbierał. - oznajmił podnosząc się do pozycji stojącej lekko się przy tym chwiejąc.
     - Niewiele później, niż jak przyszedłeś. Ale jutro szkoła, więc powinniśmy się przespać. - stwierdziłem - Oczywiście nie w tym sensie! - poprawiłem się szybko nagle przypominając sobie wcześniejsze wyznanie kolegi.
     - Teraz nie dasz mi z tym spokoju, prawda?
     - Co ja poradzę...
     - I tak nie jesteś w moim typie. - uśmiechnął się łobuzersko, po czym skierował do dzwi i wyszedł, zostawiając mnie samego w osłupieniu.
     - Ya. Jak to nie jestem w twoim typie? - wydukałem.
Nie żeby sportowiec mi się podobał, czy coś, bo jeśli o to chodzi to mówię absolutne NO! Ale... Dlaczego ja mu się nie podobałem? Coś ze mną nie tak? Chodzi o wygląd? Osobowość, sposób bycia. Niezdarność? Wszystko było ze mną jak najbardziej w porządku.                                                                                                                                                            Podczas głębokiego rozmyślania nad własną osobą usłyszałem ponowny już tego wieczora dzwonek domofonu.
     - Czego ten szalony dzieciak znowu chce? - zapytałem sam siebie, po czym ruszyłem w kierunku, z którego dochodził dźwięk - Taeyeon? - zdziwiłem się widząc rudego chłopaka przed moim domem.
     - Taemin. - poprawił mnie - Nie przeszkadzam?
     - Zależy. - zmrużyłem oczy zauważając, że sylwetka mojego kolegi zaczyna się rozdwajać. Nie był już jeden. Było ich aż dwóch!
     - Od czego?
     - Co od czego? - zapytałem zdezorientowany dziwnym zjawiskiem jakie właśnie zaobserwowałem.
     - Od czego zależy czy nie przeszkadza ci moja obecność. - wytłumaczył - Hyung, jesteś pijany?
     - No chyba ty! - oburzyłem się. A przynajmniej wydawało mi się, że byłem trzeźwy. Chociaż z drugiej strony... To mogłoby wyjaśniać moje chwilowe problemy ze wzrokiem - Nieważne, wchodź. - dopowiedziałem, po czym wpuściłem młodszego Lee do środka.
Udaliśmy się razem w kierunku salonu, gdyż kuchnia po wizycie Minho wyglądała masakrycznie. Nie żeby przedtem było lepiej, ale skoro już jest na kogo zwalić winę to warto skorzystać. Pokój, w którym zazwyczaj przyjmuje się gości też szczerze mówiąc nie był za bardzo przygotowany, ale skąd mogłem wiedzieć, że ktoś ma zamiar mnie odwiedzić? Gdyby mnie uprzedzili to może bym to wszystko jakoś ogarnął. Podkreślam oczywiście słowo MOŻE, ponieważ sprzątanie nie zaliczało się do moich ulubionych zajęć, dlatego tak rzadko je praktykowałem. Zrobiło mi się jednak trochę głupio przez ten cały bałagan, więc postanowiłem chociaż odrobinkę poprawić swoją sytuację. Korzystając z tego, że Taemin był akurat odwrócony do mnie tyłem rzuciłem się na podłogę i zacząłem w ogromnym pośpiechu zbierać pióra Giny, które zostawiła po sobie najprawdopodobniej podczas ucieczki zaraz po wcześniejszym incydencie ze smartfonem. Nie było ich co prawda dużo, ale jednak psuły ogólne wrażenie pomieszczenia. Nie chodziło o porozrzucane wszędzie, gdzie tylko się dało ubrania, ani nawet o jedzenie, które zalegało na stole od jakiegoś miesiąca. Chodziło właśnie o pióra.
Kiedy chłopak nagle i zupełnie niespodziewanie odwrócił się do mnie, natychmiast schowałem to co zaburzało porządek za swoimi plecami.
     - Miło tu. - stwierdził, chociaż nie byłem do końca przekonany, czy aby na pewno tak sądził - Tak... przytulnie.
     - Myślisz? - uśmiechnąłem się, po czym uniosłem jedną dłoń, w górę, aby podrapać się po karku. Pech jednak chciał, że wybrałem niewłaściwą rękę, gdyż od razu wysypało się z niej to, co akurat miałem ochotę ukryć. Co za wstyd!
     - To... kurze pióra? - zapytał zdziwiony rudzielec.
     - Co masz na myśli? - rozejrzałem się dookoła udając, że nie mam pojęcia o czym ten wariat mówi. Oby tylko nie wskazał palcem, bo wtedy już po mnie. Nie wskaże, nie wskaże, nie wskaże...
     - To. - ehh, no i wskazał.
     - Ach! To! - zaśmiałem się nerwowo spoglądając w dół - Pióra z poduszki! - poczułem nagłe olśnienie, przez co aż krzyknąłem - Wybacz. - przeprosiłem za uniesienie się głosem.
     - Aha. - pokiwał głową w zrozumieniu.
     - Nie przejmuj się nimi. - powiedziałem jednocześnie wkopując je butem pod najbliżej stojący fotel, po czym gestem zachęciłem go, aby usiadł, co oczywiście natychmiast uczynił - No więc... Co cię sprowadza w moje skromne progi? - zadałem pytanie, na które odpowiedź strasznie, ale to strasznie mnie ciekawiła, a następnie poszedłem w ślady mojego kolegi i opadłem swoim zgrabnym tyłkiem na kanapę, czekając na odpowiedź. Ale naprawdę, jak mój tyłek po takiej ilości zjedzonego kurczaka nadal mógł być taki świetny? Ten kształ, ta jędrność... Niejedna dziewczyna o takim marzy!
- ... I właśnie dlatego tu jestem. - wyznał Taemin. Ha! W końcu zapamiętałem jego imię! Ale chwila. Już powiedział, dlaczego przyszedł? Ale ja nie słyszałem! Zamyśliłem się! Co powinienem zrobić w takiej sytuacji?! Trzeba go jakoś podejść. Zdecydowanie. Musi powtórzyć to, co powiedział! Już wiem!
     - O Matko Boska Przenajświętsza! - podskoczyłem na kanapie - Co to było?! - wykrzyknąłem udając przerażonego - Buzię widziałem!
     - O co chodzi? - wyglądał na nieźle zszokowanego. I dobrze, tak miało być - Ja niczego nie widziałem.
     - Ja widziałem! - ułożyłem dłoń na swoim czole, po czym odchyliłem głowę do tyłu pod pewnym kątem. Co ja robiłem w tym małym miasteczku Lacey? Powinienem być na Broadwayu!
     - Ale co? - dopytywał.
     - No buzię przecież! - zdenerwowałem się. Czy on nie słyszy, co się do niego mówi? - No nieważne. Mówiłeś, że dlaczego przyszedłeś? - przybliżyłem się do niego na niebezpieczną odległość tak, aby tym razem wszystko dokładnie usłyszeć.
     - Mam małe kłopoty sercowe. - zwierzył się. Tak! Udało się! Panie Lee Jinki, jest pan geniuszem w czystej postaci. Oj, dziękuję, dziękuję! Taki komplement...
     - Jesteś gejem? - po raz kolejny tego wieczoru walnąłem prosto z mostu. Oj, gdzie mój takt? No cóż, byłem już trochę zmęczony, a alkohol, który wcześniej w siebie wlałem zaczynał chyba robić swoje, gdyż czułem się niesamowicie rozluźniony. A to trochę dziwne, bo oryginalnie to nie ja miałem wrzucić na luz, tylko Choi.
     - Słucham? - na początku się zdziwił, ale po chwili przytaknął - Tak. Skąd wiedziałeś?
     - Serio? - wytrzeszczyłem oczy tak, że prawie wypadły mi z orbit - Wow. Tylko zgadywałem. - stwierdziłem, po czym lekko się zaśmiałem. Może to nie było za bardzo na miejsu, ale byłem pod ogromnym wrażeniem swoich nowoodkrytych możliwości - Pozwól jeszce, że zgadnę w kim się zakochałeś! - wykrzyknąłem, kiedy moje podekscytowanie sięgnęło zenitu - Minho! - strzeliłem zanim w ogóle zdążył mi odpowiedzieć - Zgadza się?!
     - No... tak. - widocznie się zawstydził, a cała jego twarz w mgnieniu oka zrobiła się czerwona.
     - Rany. - wstałem niedowierzając - Ja muszę być wróżką! - wykrzyknąłem, a następnie zacząłem przemierzać pomieszczenie, w którym się akurat znajdowaliśmy w podskokach udając Dzwoneczka. Czułem się wspaniale, jakby naprawdę wyrosły mi skrzydła.
     - Onew. - przerwał moje szczęście Taemin, a ja tylko na niego spojrzałem - Co powinienem zrobić?- zapytał.
     - Hmm... - zastanowiłem się - Dzisiaj idź do domu, a ja jak wytzreźwieję to ci powiem co masz zrobić. Może być? - zapytałem, na co delikatnie zachichotał i pokiwał głową.

Otworzyłem powoli i ospale lewe oko, po czym rozejrzałem się dookoła, aby zorientować się, gdzie w danym momencie byłem. Na szczęście był to mój salon, a nie stacja benzynowa jak ostatnio, o czym lepiej nie mówić, gdyż była to długa historia. Oj, kogo ja próbowałem oszukać. Po prostu niczego nie pamiętałem. Miałem świadomość tylko tego, że zasnąłem we własnym pokoju, a obudziłem się, kiedy jakiś huligan próbował napełnić mnie benzyną do pełna. Co się teraz dzieje z tą młodzieżą?
Leżałem jeszcze przez chwilę na kanapie w salonie zastanawiając się, czy aby na pewno musiałem iść do szkoły. W końcu jeden dzień nikogo nie zbawi. Po dłuższej debacie sam ze sobą postanowiłem jednak, że się wybiorę, gdyż dzisiaj akurat pierwszy raz w całym miesiącu na lunch miał być kurczak. I do tego nie musiałem za niego płacić! Czy to nie raj? Nie mogłem przegapić takiej świetnej okazji! Z moim ukochanym jedzeniem na myśli uznałem, że pora już wstać, ale kiedy próbowałem wcielić tę czynność w życie zrobiłem spektakularną spiralę w powietrzu lądując przy tym na podłodze.
     - Auuuuuu! - zawyłem z bólu niczym niebezpieczny wilk podczas pełni, co przykuło uwagę Giny akurat przechodzącej przez salon. Poczułem nagle strasznie mocne i intynsywne pulsowanie w głowie, które było chyba tą mniej przyjemniejszą częścią picia alkoholu, a mianowicie kacem - Gina, pysiaczku! - rozłożyłem szeroko ramiona - Chodź do tatusia! - krzyknąłem, na co ona pędem do mnie przybiegła rzucając mi się w objęcia. Cóż za cudowna mała istotka! Wiedziałem już doskonale jak czuje się rodzic, którego dziecko okazuje mu swoją delikatną, niewinną miłość. Niesamowite!
Podniosłem się ostrożnie w górę, aby uniknąć przeszywającego bólu głowy i patrzyłem jeszcze chwilę jak moja córeczka szła w kierunku swojej kuwety. Kiedy jednak w końcu doszła do swojego celu natomiast odwróciłem wzrok. To byłoby bardzo nie na miejscu, gdybym podglądał dziewczynę, która załatwia właśnie swoje fizjologiczne sprawy, czyż nie miałem racji? Dokładnie. Po chwili przypomniałem sobie, że ja również powinienem iść do toalety i szybko się ogarnąć, aby nie być niepunktualnym i zdążyć na lekcje. Chociaż ten jeden raz. I tak miałem na swoim koncie całe mnóstwo nieobecności i spóźnień. A taką w pełni szczerą prawdę mówiąc to chyba nie było jeszcze w tym roku szkolnym dnia, w którym mógłbym wykazać się czasowością. A musiałem zaznaczyć, że był maj. Podejrzewam, że nauczyciele mają do mnie słabość. To na pewno tylko dla tego nie zostałem jeszcze wywalony. Bo jak można oprzeć się mojemu urokowi?
Nadal zaspany i obolały po niefortunnym upadku udałem się ociężale do łazienki, która nie wiedzieć czemu była tuż przy kuchni. Wszedłem do kabiny prysznicowej, a następnie spuściłem ciepłą wodę, która miała za zadanie zrelaksować moje cialo, które już po chwili było namydlone. Kiedy jednak postanowiłem spłukać z siebie owocowy żel do kąpieli zauważyłem, że z sitka nie chce wypłynąć nawet jedna kropla. Znowu to samo. Przecież rodzice zapłacili za wodę w moim mieszkaniu! Więc dlaczego znowu wyłączyli jej dopływ? Chyba, że... Nie, to niemożliwe! Tata nie mógł zapomnieć o opłaceniu tej ważnej cieczy, która pozwala mi żyć! Co prawda wspominał coś o tym, że jeśli chcę mieszkać sam powinienem zadbać o rachunki na własną rękę. Ale przecież doskonale wiedział, że byłem bezrobotny! W sumie trudno się dziwić, mam dopiero 17 lat, a jedyna praca dorywcza jaka by mi pasowała to pół etatu w restauracji, która specjalizuje się w przygotowywaniu kurczaka lub po prostu w KFC. Niestety w obu tych miejscach personel był już kompletny. Co więc miałem zrobić?! No cóż, na razie mogłem chyba tylko iść do pomieszczenia obok po butelkowaną wodę mineralną. Tak też zrobiłem. Od razu po powtórnym wejściu pod prysznic pozbyłem się piany z każdego zakamarka ciała. Kiedy w końcu uznałem, że byłem już czysty i pachnący postanowiłem opuścić kabinę, w której się znajdowałem. Wyciągnąłem ręce, aby odsunąć od siebie dwie przezroczyste ścianki, dzięki którym podłoga nie robiła się mokra, jednak ku mojemu zdziwieniu ani drgnęły. Co to miało być? Ponowiłem próbę, jednak nadal nie było żadnych efektów. Zacięły się? Aish! Postanowiłem naprzeć na nie jeszcze mocniej niż przedtem tak, żeby wiedziały kto tu rządzi. Jak się potem okazało nie był to raczej najlepszy pomysł, gdyż przez moją nieuwagę pośliznąłem się i wylądowałem ciałem w brodziku, a twarzą na ściance, która automatycznie się otworzyła. No chociaż to dobrze. Wstałem powoli opierając się ręką o kafelki przytwierdzone do ściany. Czułem ból!
Stanąłem przez lustrem, po czym umyłem twarz i przy okazji uczesałem swoje kasztanowe włosy. Zwilżyłem szczoteczkę do zębów wodą mineralną, która jeszcze mi została, a następnie sięgnąłem po pastę. Otworzyłem jamę ustną i w pierwszym momencie pomyślałem, że zaraz chyba zemdleję. Brakowalo mi dwóch jedynek! Gdzie one się podziały?! Rzuciłem się pędem do kabiny prysznicowej i kucnąłem tuż przy brodziku. O kurczaki. Faktycznie tam były. Podniosłem je i odruchowo dotknąłem ich dawnego miejsca w mojej buzi. Żal i rozpacz. Jak miałem się tak pokazać w szkole? Chociaż z drugiej strony zdażało się, że wyglądałem gorzej. Na przykład tego pamiętnego dnia, kiedy to zgoliłem sobie przez przypadek połowę głowy na łysą zapałkę. Przypadki zdecydowanie chodzą po ludziach. Ktos mógły pomyśleć, że to dzisiejszy dzień był dla mnie strasznie pechowy, mimo iż to dopiero ranek, ale to bzdura. Jak dla mnie to po prostu dzień jak codzień. Serio.
Spakowałem do plecaka wszystkie potrzebne mi książki i po czułym pożegnaniu z Giną wyruszyłem do liceum, które nie było wcale daleko od mojego domu. Miałem takie przeczucie, że chyba jednak się nie spóźnię. Jedynie utwierdziło mnie w tym zbiegowisko, które zastałem na parkingu przed szkołą. Skoro prawie wszyscy tam byli to chyba znaczy, że dzwonek jeszcze nie zadzwonił! Jednak zaczęło mnie zastanawiać na co ci ludzie tak się patrzyli. Nie byłem niestety najwyższy, więc postanowiłem przepchać się do przodu i zobaczyć wokół czego się tak zgromadzili. Nieźle się zdziwiłem, kiedy na samym środku stali moi przyjaciele.
     - Co to za dziewczyna?! - krzyknął wściekły Key z wyrzutem.
     - To... - zaczął Jonghyun, jednak nie było mu dane skończyć.
     - Przestań się tłumaczyć! - przerwał mu - Zerwaliśmy zaledwie wczoraj, a ty już dzisiaj obściskujesz się z jakąś laską? Niewiarygodne!
     - Przecież nie chciałem, żeby nasz związek się skończył. - powiedział Dinozaur.
     - To było nieuniknione! - stwierdziła szkolna diva - Przecież nie mogę być z kimś kto lubi pepperoni na pizzy! To nie ma sensu! - oburzył się.
     - Bez sensu jest to, że pokłóciliśmy się o pizzę! - uznał Jjong.
     - To nie zmienia faktu, że nie szanujesz okresu porozstaniowego!
     - Nie ma czegoś takiego jak okres porozstaniowy! - zabrał głos Bling.
     - Może nie jest to nigdzie zapisane, ale to nie znaczy, że możesz rozkładać ramiona na prawo i lewo! - podtrzymywał Kibum.
     - Wcale tego nie robię! - zaprzeczył jego były chłopak.
     - Chociaż przyznaj się do winy! - wrzasnął.
     - Key, załatwmy to na osobności. Wszyscy na nas patrzą. - rozejrzał się dookoła Jonghyun.
     - Nie chcesz się przyznać? - zapytał - Uwaga! - zwrócił się do osób, które im się przyglądały - Ten oto tu chłopak Kim Jonghyun migdalił się z jakąś dziewczyną na moich oczach po wczorajszym zerwaniu! - wylał swoje żale - Kto uważa, że to skończony idiota niech podniesie rękę!
Rozejrzałem się po tłumie, po czym widząc, że większość osób podniosła w górę swoje dłonie ja również postanowiłem iść w ich ślady.
     - Jinki! - spojrzał na mnie Jjong z wyrzutem, a ja jedynie wzruszyłem ramionami. Co innego miałem zrobić? Większość zawsze ma rację.
     - Dobrze robisz, Jinki! - pochwalił mnie młodszy Kim - Widzisz, Dinozaurze? - zapytał chłopaka, który stał obok niego - Jesteś skończonym idiotą! Całe liceum tak myśli. - uśmiechnął się triumfalnie.
     - Dzwonek! - krzyknął ktoś zanim starszy zdążył coś odpowiedzieć. W jednym momencie wszyscy rozeszli się i udali do budynku, w którym miały się odbyć zajęcia zostawiając skłóconą parę samą. Szczerze mówiąc Bling bardzo źle się zachował, ale i tak jednak nigdy nie lubiłem jak się kłócili. Tworzyli taką uroczą parę! Zupełnie jak kurczak z kurczakiem. Właśnie to widziałem jak na nich patrzyłem. Przecież oni nie mogli ze sobą zerwać! Mniejsza z tym, że już to zrobili! Tak naprawdę na pewno tego nie chcieli. Po prostu obaj mają wybuchowe temperamenty, co tworzy mieszankę, która w każdej chwili może wysadzić całą ludzkość i kulę ziemską w powietrze. Musieli być razem! Byłem prawie w stu procentach pewnien, że to przeznaczenie. Innej opcji nie było. A jako ich wierny przyjaciel musiałem się zaangażować w tą kłótnię i naturalna sprawa pogodzić ich tak, żeby znowu gruchali wszędzie jak dwa gołąbeczki. Tak, to był zdecydowanie mój cel na dzisiejszy dzień. Nie słuchając już nauczyciela od matematyki, który tłumaczył właśnie twierdzenie Pitagorasa wyjąłem ze swojego plecaka pudełko, w którym trzymałem przeróżne pisaki i flamastry  oraz blok techniczny A4, którego potrzebowałem na zajęcia plastyczne. Podzieliłem kartkę na dwie części i nie przejmując się nawet ich zbyt dużą wielkością zacząłem przygotowywać wizytówki, na których napisałem: "Doctor Love Onew zaprasza panów Kim Kibuma i Kim Jonghyuna na sesję konsultacyjną dziś wieczorem. " Nie wiedziałem dokładnie, czy napisałem wszystko poprawnie, ale to akurat było najmniej ważne w zaistniałej sytuacji. Nie zawarłem również ani swojego adresu, ani numeru telefonu. To z prostej przyczyny. Wiedzieli, gdzie mieszkam i mieli mnie zapisanego w kontaktach pod "K", co miało robić za "Kurczak". Zostawało tylko pytanie czy w ogóle zjawią się w moim domu o zmierzchu. Byli strasznie zawzięci, ale miałem jednak przeczucie, że przyjdą, choćby po to, żeby na siebie ponarzekać.
     - ...Jinki. - usłyszałem nagle przedzierający się do mnie głos nauczyciela. Na dźwięk swojego imienia od razu automatycznie podniosłem głowę do góry, aby zauważyć, że cała klasa łącznie z panem Coleman uważnie mi się przygląda - Poprosiłem, abyś wykazał się swoimi umiejętnościami przy tablicy. - powtórzył to, co wcześniej wyminęło moje uszy widząc jak zdezorientowany byłem.
     - Dobrze. - uśmiechnąłem się szeroko, co wywołało głośną falę śmiechu w całym pomieszczeniu. Nie miałem pojęcia o co im chodziło. Powiedzialem coś nie tak? Zdziwiony spojrzałem na matematyka, który wskazał znacząco na swoje zęby. O rany, zupełnie zapomniałem, że straciłem dwie jedynki pod prysznicem. Nie mówiąc już nic, aby nie pokazywać więcej potężnej szpary w buzi wstałem z zamiarem podejścia do tablicy. Pech jednak chciał, żebym potknął się o torbę Tiffany, siedzącej w ławce przede mną i wyciągnął się na podłodze jak długi, co wcale nie uszło uwadze klasy. Zadanie na szczęście jakoś mi poszło, a na swoje miejsce również udało mi się bezpiecznie wrócić nie wywołując żadnego skandalu. Do końca lekcji zostało jeszcze piętnaście minut, więc niecierpliwe się wiercąc postanowiłem obmyślić dokładny plan pogodzenia Jonghyuna i Key. Strasznie trudno mi to przychodziło, gdyż wychodząc z domu zapomniałem zjeść śniadania. Zwykle coś takiego mi się nie zdarzało, ale przez kaca zupełnie straciłem głowę. A teraz nie mogąc się skupić na najlepszych przyjaciołach przeskoczyłem na zupełnie inny tor myślowy, który dużo bardziej w danej chwili mi odpowiadał. Wielkie kurczakowe góry stojące tuż przy stawie, który zamiast wodą był wypełniony po brzegi skrzydełkami z KFC, które łatwo dało się złowić poprzez kubełki z logiem tej restauracji stojącymi na brzegu. Słońce lśniło tak jasno jak złota chrupiąca skorupka, a na całej powierzchni nieba latało w kluczu całe stado kurczaków. Widok był nie do opisania. Ludzie zwali tę krainę Chicken Land i kto kolwiek tam wszedł już nie wyszedł. Oczywiście nie dlatego, że nie mógł, ale po prostu było tam tak dobrze, że nikt nie chciał opuścić tego raju.
     - Oj, Jinki. - usłyszałem nagle nad sobą - I co ja mam z tobą zrobić? - zaśmiał się pięćdziesięciolatek uczący w tej szkole matematyki, na co od razu powróciłem niechętnie do rzeczywistości.
     - Przepraszam. - uśmiechnąłem się nieśmiało - Gdzie wszyscy? - zauważyłem, że sala była pusta.
     - Poszli na przerwę. - odpowiedział odwzajemniając mój gest - Ty też idź.
Przerwa? W końcu! Wstałem gwałtownie z krzesła i zapominając nawet o pożegnaniu się z panem Coleman rzuciłem się w kierunku dzrzwi, jakbym był tygrysem, któremu ktoś właśnie otworzył klatkę. Pośpiech jednak nigdy nie był moim dobrym doradcą, gdyż w tej samej chwili, gdy znalazłem się przy drzwiach wpadłem na nie z głośnym hukiem. Nie obeszło się bez komentarza nauczyciela, że powinienem bardziej uważać, ale ja już go nie słuchałem. Wybiegłem z sali niczym wystrzelony z procy i już po minucie, po przedarciu się przez dziki tłum znalazłem się przy szafce starszego Kima. Upewniłem się dokładnie kilka razy, że była to wizytówka przeznaczona dla niego, a następnie wsunąłem ją przez małą szparę do środka schowka na książki. To samo zrobiłem z karteczką dla divy, po czym usatysfakcjonowany poszedłem pod salę, w której miała się odbyć kolejna lekcja.  
Po skończonych lekcjach od razu ruszyłem pędem do domu, aby przygotować jakoś salon na przyjście gości. Musiałem rzecz jasna pokazać im się od jak najlepszej strony. Jako Doctor Love musiałem robić wrażenie zawodowca i nie mogłem sobie pozwolić na jakąkolwiek amatorszczyznę. To zupełnie nie w moim stylu. A co do pseudonimu, który wynikał z mojego zajęcia to musiałem stwierdzić, że był wprost genialny. Doctor Love... Tak, zdecydowanie brzmiało to dumnie. Wymyśliłem to na szybko na matematyce i miało to zawierać dwie informacje, które chciałem przekazać. Po pierwsze byłem lekarzem (nie miałem niby na to żadnego papierka, ale nikt nie będzie sprawdzał i dociekał). A po drugie uzdrawiałem miłość. Co prawda jeszcze nigdy tego nie robiłem, ale w końcu zawsze musi być ten pierwszy raz. Najpierw miałem za zadanie zająć się kłótnią, co nie mogło być przecież takie trudne, a kiedy zdobędę trochę doświadczenia zajmę się sprawą Minho i Taemina. To w sumie też wydawało się banalnie łatwe, gdyż obaj byli w sobie szaleńczo zakochani, ale jednak to delikatny temat, którego nie należy gwałtownie i mocno rozszarpywać.
A co do wystroju pokoju w moim mieszkaniu postanowiłem postawić na klimaty Bollywood, którego swoją drogą byłem fanem. No bo po co oglądać jakieś badziewie trwające zaledwie dwie godziny, kiedy możesz usiąść przed telewizorem i nie odchodzić od niego przez pięć godzin? No ale, znowu zgubiłem główny wątek. Sprzątanie. Tak, od tego zdecydowanie musiałem zacząć. Wziąłem do ręki szczotkę do zamiatania przytwierdzoną do długiego kija, a następnie wszystkie małe rzeczy walające się po podłodze wmiotłem pod kanapę. Większe niestety nie chciały się tam zmieścić, więc niechętnie zebrałem je i wrzuciłem do swojego pokoju. Tam i tak by nie zajrzeli, więc żadnego problemu nie było. Otworzyłem szafę, która stała w korytarzu, po czym wyjąłem z niej kolorowe materiały ozdobione złoceniami, koralikami i różnymi zwisającymi kikutami. Nie pamiętałem za bardzo skąd je miałem, ale wydawało mi się, że kupiłem to wszystko, aby ozdobić swój nowy dom, lecz zupełnie o tym zapomniałem. No cóż, w końcu nadarzyła się przyzwoita okazja. Zawiesiłem płachty tak, aby przypominały morskie fale pod sufitem oraz te, które jeszcze zostały rozrzuciłem po całym pomieszczeniu. Nie miałem pojęcia, że było tego tak dużo. Pokrywały wszystko zupełnie jak czarna dziura! Byłem tak zajęty wystrajaniem wnętrza, że zupełnie zapomniałem dać buziaka Ginie na przywitanie! Przecież tak nie mogło być! Jaki rodzic zapomina o swoim własnym pierworodnym dziecku? Od razu bez żadnego wahania postanowiłem ją znaleźć, jednak po chwili stanąłem jak słup soli słysząc dzwonek do drzwi i dwa znajome głosy. To już? Ale ja nie byłem gotowy! To znaczy fizycznie może i byłem, ale nie psychicznie! Przełknąłem głośno ślinę, po czym zrobiłem kilka kroków w kierunku, z którego dochodziła niezbyt przyjemna dla ucha konwersacja. Jeśli można było oczywiście nazwać tę kłótnię konwersacją.
     - Jesteś głupi. - usłyszałem głos divy, mówiącej tonem obrażonego dziecka - Nie odzywaj się do mnie.
     - Przecież nic nie powiedziałem! - zaczął się bronić Jonghyun.
     - Właśnie teraz powiedziałeś! Dlaczego ty nigdy nie robisz tego, o co cię proszę? - zirytował się Key.
     - Po pierwsze nie poprosiłeś mnie, tylko mi rozkazałeś! A po drugie skoro ja mam się do ciebie nie odzywać, to ty również nie możesz powiedzieć do mnie ani słowa! - stwierdził Bling.
     - Słucham? - zdaje się, że młodszy chłopak chyba nadal nie mógł uwierzyć w to co właśnie zarejestrowały jego uszy - Jak śmiesz tak się do mnie odzywać?! Kim Jonghyunie, jesteś już martwy!
     - Przyszliście już! - gwałtownie otworzyłem drzwi, aby odciągnąć Key od pomysłu zamordowania swojego byłego chłopaka i zarazem jednego z moich najlepszych przyjaciół. To byłaby naprawdę ogromna strata - Wejdźcie do środka.
     - Jinki, co ty znowu wymyśliłeś? - zapytał wyższy od swojego partnera blondyn udając się do wnętrza mojego mieszkania - I co to są za kolorowe szmaty pod sufitem? Żeby nie było, nie mam zamiaru godzić się z tym casanovą.
     - W takim razie po co tu przyszedłeś? - zainteresował się brunet podążając do pomieszczenia za Kibumem. Wyglądało na to, że był już porządnie zdenerwowany, co sprawiało, że mój plan stanął pod znakiem zapytania. W sumie nie trudno było przewidzieć, iż nie rzucą się sobie od razu w ramiona, ale miałem jednak taką cichą nadzieję. No bo jak niby, miałem ich popchnąć ku sobie, gdy obaj byli tacy zawzięci? No przecież to graniczyło z cudem! Oj, Jinki... W co ty się wpakowałeś? No cóż, teraz nie było już odwrotu. Musiałem w końcu zacząć działać. Chociaż z drugiej strony najpierw chyba powinienem poczęstować ich czymś do picia jako dobry gospodarz.

     - Zaczekajcie chwilę. - zwróciłem się do nich, kiedy usiedli na kanapie mierząc się nawzajem wzrokiem - Przyniosę colę. - powiedziałem, po czym jak najszybciej ulotniłem się z pomieszczenia, w którym atmosfera była tak gęsta jak sos, z którym zwykle jadłem skrzydełka kurczaka i skierowałem się do kuchni. Chwyciłem pospiesznie trzy tym razem czyste szklanki oraz butelkę gazowanego napoju, a następnie popędziłem truchtem do moich przyjaciół, aby w czasie mojej nieobecności się przypadkiem nie pozabijali. Kiedy jednak w końcu dotarłem do salonu zupełnie mnie zatkało i szklanki, które trzymałem właśnie w rękach prawie wyślizgnęły się na podłogę. Moim dziewiczym oczom ukazał się widok przyssanych do siebie chłopaków, całujących się tak jakby mieli zaraz ściągnąć swoje ubrania i odbyć stosunek na mojej sofie. Tego było dla mnie już za wiele - To ja może pójdę po więcej coli. - wymamrotałem prawie bezgłośnie oraz od razu opuściłem pokój.