niedziela, 15 czerwca 2014
JongKey-Look At Me rozdział 15
Szybko, chociaż nie aż tak bardzo, ogarnąłem swój wygląd, po czym rzuciłem się pędem w stronę SM. Szczerze mówiąc nie miałem najmniejszej ochoty tam iść, ale sam sobie wybrałem życie idola, więc chyba nie miałem prawa do narzekania, nawet jeśli chciałem się trochę nad sobą poużalać, co w sumie nie oszukujmy się i tak bezprawnie robiłem. Ale chyba nie robiłem tego dlatego, że było mi źle, po prostu lubiłem narzekać. Takie tam hobby na równi ze swataniem. Musiałem przyznać, że byłem człowiekiem ze strasznie dziwnymi hobby. Zwykle ludzie lubią grać w piłkę nożną, koszykówkę, tańczyć i inne podobne rzeczy. A ja? Tłumaczyłem to sobie tym, że jestem oryginalny, albo unikalny, co nawet ładniej brzmiało. Nie wiem, czy moje myślenie było prawidłowe, ale w każdym razie pomagało.
Na dodatek nie mogłem się spóźnić do wytwórni. To znaczy teoretycznie to może i bym mógł, ale potwornie chciałem wygrać zakład z Onew, więc taka opcja nie wchodziła w grę. To była świetna okazja, żeby wyposażyć moją garderobę w luksusowy drogi pasek do spodni nie płacąc przy tym ani grosza i na deser zobaczyć jak lider męczy się nie mogąc zjeść ani kawałka kurczaka, którego kocha tak mocno, że nasi fani nawet utworzyli paring: Onchicken, będący pierwszym jaki powstał w SHINee. To, że pierwszy coś chyba znaczy.
Wszedłem do budynku i od razu popędziłem do biura Lee Soomana. Ciekawe czego chciał tym razem. Zdawałem sobie sprawę z tego, że za każdym razem, kiedy wzywał mnie do siebie nie było wcale fajnie. Ostatnim razem wydał mi i Jonghyunowi nakaz zabawiania fanów odmienną orientacją, przez co co jakiś czas musieliśmy udawać parę (nie powiem co prawda, że mi się to nie podobało). O co mogło chodzić? Przystanąłem na chwilę przed drzwiami szefa wytwórni próbując się zastanowić na spokojnie jaki był powód tego niespodziewanego wezwania i oderwania mnie od odpoczynku po długiej, męczącej podróży. Popełniłem jakiś błąd? Co takiego mogłem przeskrobać? Hmm... Nie, nic nie przychodziło mi do głowy. Zachowywałem się dobrze. Ba! Nawet bardzo dobrze. Byłem zbyt leniwy? Ale przecież tak ciężko pracowałem! To nie mogło być to! Ćwiczyłem swój głos oraz ruchy całymi dniami, a czasami zdarzało się, że nawet nocami. To z pewnością nie to. Co by tu jeszcze... Chce podnieść mój i Jjonga "związek" na wyższy poziom? Nie, no błagam. To bez sensu. Ostatnia opcja była zdecydowanie najmniej prawdopodobna. Trochę szkoda, bo mogłaby dać mi możliwość bycia przy nim jeszcze bliżej i nie musiałbym mu niczego wyjaśniać. Chociaż z drugiej strony to całe udawanie pary nie jest aż tak miłe, kiedy wiesz, że ten ktoś, którego lubisz o wiele bardziej niż tylko jak przyjaciela wykonuje każdy gest z przymusu, a każde spojrzenie maślanymi oczami jest sztuczne. Jeśli tego nie zrobi to będzie miał problemy, a tak naprawdę prawdopodobnie czuje do ciebie obrzydzenie, gdyż jest hetero. Życie jest brutalne.
Delikatnie zapukałem drżącą dłonią w drzwi, po czym nacisnąłem na klamkę, aby je otworzyć i już po chwili znaleźć się w środku. Lee Sooman jak zwykle siedział przy swoim komputerze i wyszukiwał artykułów o SHINee, Girl's Generation, EXO, f(x), Super Junior, TVXQ oraz badał co sądzi o tych zespołach szeroka publiczność. Zawsze znał wszystkie plotki i był na bieżąco. Czasami zastanawiałem się jak on ma czas na inne rzeczy skoro całymi dniami przesiaduje w biurze z oczami wlepionyni w monitor.
-Dzień dobry, szefie.-starałem się wyprówać na nim moje aegyo, które chciałem, aby trochę go złagodziło.
Czy mój misterny plan się powiedzie? To się dopiero okaże.
-Witaj, Kibumie.-uśmiechnął się na mój widok.-Jak było w Japonii?
-Hę?-zdziwiłem się. Czy on mnie właśnie zapytał jak było w Japonii? Dlaczego był taki miły? Przecież to do niego nie podobne! I jeszcze ten uśmiech...-D-dobrze.-odpowiedziałem jednak na pytanie trochę niepewnie, ale chyba nie ma co się dziwić. Byłem w niezłym szoku.
-Pewnie zastanawiasz się, dlaczego cię do siebie wezwałem, prawda?
-Tak.-starałem się być tak bardzo grzeczny jak tylko potrafiłem.
-Otóż...-zaczął-Postanowiłem utworzyć nowy zespół.
-Ale, szefie!-zaprotestowałem-Ja mam już zespół!
-Nie chodzi mi o to! To będzie duet. W Woolim Entertainment za 3 miesiące zadebiutuje nowy boysband. Jako szefowie 2 wytwórni postanowiliśmy zawrzeć takie, no wiesz collaboration. Jeden z nich zostanie sławny jako pierwszy, a potem wypromuje całą nowopowstałą grupę.
-Ale czy to nie jest bez sensu?-ośmieliłem się podważyć jego zdanie-Powinni zadebiutować wszyscy razem!
-Wiem lepiej, dzieciaku. Masz miliardy wonów na swoim koncie bankowym? Jesteś bardziej wpływowy ode mnie? Odpowiedź na oba pytania brzmi 'nie', więc jak myślisz kto ma rację?
-Oczywiście, że znasz się lepiej ode mnie, szefie, ale nadal uważam, że nie jest to najlepszy pomysł.
-Oj, cicho bądź! Mam gdzieś twoje zdanie. Właśnie dostałeś się do nowego zespołu. Gratulacje.
-Ale, szefie...-próbowałem coś powiedzieć, jednak potok słów z ust Lee Soomana nie chciał mi na to pozwolić.
-Twój nowy kolega z nowego zespołu czeka na ciebie z nowym menadżerem w bufecie. O jejku, ile tu nowości i świeżości!-pisnął nagle, czego zupełnie nie spodziewałbym się po podstarzałym mężczyźnie, a już na pewno po prezesie najpopularniejszej wytwórni w Korei Południowej-No biegnij do nich szybko!-popędził mnie machając dłonią w kierunku drzwi.
No cóż... Niewiele mogłem zrobić, a nawet nic. Właśnie dostałem nowy zespół. Ale jak ja dam radę to wszystko ze sobą pogodzić? Powinienem zadzwonić do Hyuny i zapytać ją jak ona to robi? Nie, to nie wchodziło w grę. Nie mogłem przecież prosić innych o rady. To oni powinni prosić o nie mnie, a nie ja ich. Musiałem rozwiązać ten problem sam. Chociaż... Z drugiej strony Lee Sooman wybrał akurat mnie... A miał do wyboru chłopców z EXO, Super Junior i resztę SHINee. Ale wybrał mnie! W jednej chwili moje nastawienie zrobiło obrót o całe 180 stopni i wszystko się zmieniło. Musiał uważać widocznie, że byłem najlepszy i biłem każdego na głowę. To ogromne wyróżnienie! Nie mogłem go zawieść! Co to to nie! Ja nie z takich! A jak jeszcze wyobraziłem sobie zazdrosną twarz Taemina, który poczerwienieje ze złości, postanowiłem, że dam z siebie całe 100%, a może wyduszę nawet 200. Kolejnym ogromnym plusem zgadywałem, że miała być większa sława, co oczywiście mi pasowało jak ulał. Sławy przecież nigdy nie za wiele! Czy to było moje motto? Raczej nie, ale lubiłem to sobie powtarzać. W końcu kto nie chciałby, aby tłumy go kochały i podziwiały? Chyba jakiś idiota, którym ja z pewnością nie byłem.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Te nowości i świeżości mnie rozwaliły xD, leżę. Świetne i jak zwykle, czekam na więcej!
OdpowiedzUsuńDziękuję ♡
UsuńOmo, czyżby Toheart?
OdpowiedzUsuń